Jarosław Banaszek? To ten pan, którego wywody na temat współczesnej kultury masowej znajdziemy w książeczce pt. "Hanibal Lecter i przyjaciele"? Chyba bieda go bardzo przycisnęła, skoro teraz spełnia się jako reżyser m.in. "Majki" czy BrzydUli". Mniemam, że są one przy "Klanie", "Złotopolskich" i in., które Szanowny Pan Banaszek miesza z błotem, szczytem elokwencji i perfekcyjnie opanowanego warsztatu. Następnym razem: więcej dystansu do rzeczywistości, płacz i rozdzieranie szat nic tu nie pomogą. Od kultury masowej nie uciekniemy, możemy być jedynie jej (mniej lub bardziej wykształconymi) konsumentami.
Ponieważ któryś już raz ktoś ze znajomych przesyła mi linka do tej opinii, postanowiłem odnieść do niej po czasie. Miło, że pan self-denial przeczytał książkę, której jestem współautorem, szkoda że jej nie zrozumiał. Jestem dzieckiem i fanem kultury masowej i nie krytykuję jej jako takiej, lecz zwracam uwagę na jej wynaturzenia i próbuję odnaleźć odbijające się w niej ogólniejsze zjawiska kultury współczesnej. Uważam bowiem, że kultura masowa również może być wartościowa, a nie służyć ogłupianiu i sterowaniu mas. Szanowny czytelnik niech zwróci proszę uwagę na to, że najbardziej opiewanym przeze mnie reżyserem jest John Woo. Atakuję seriale z początku lat 90-tych i ich twórców za obniżanie poziomu merytorycznego i warsztatowego dokonywanego przez ludzi o ugruntowanej pozycji. Ja na rynku pojawiłem się już po apokalipsie. Nie jestem autorem scenariuszy, mam żaden bądź niewielki wpływ na obsadę. Scenariusz, za który otrzymałem kilka nagród i stypendium PISFu nie znalazł uznania w oczach komisji przyznającej pieniądze na produkcję. Moja praca w serialach jest więc wypadkową sytuacji na rynku i dwóch miłości - do pieniędzy i do robienia filmów. Fajnie gdy udaje się połączyć obie, rzadko jednak idą w parze. A jeśli idzie o odcinki Brzyduli (10) i Majki (pierwszych 20), które realizowałem, to jako profesjonalista nie mam sobie nic do zarzucenia.