No to się dobrze składa, bo w V for Vendetta w ogóle nie zobaczymy jego twarzy.. ;]

I to ze nie zobaczymy (film już widziałem :P ) jego twarzy jest właśnie najlepsze !!! :D

Zgadzam się :) Ale problem polega na tym, że filmy, w których grał, są - poza tymi najbardziej znanymi - zupełnie poza zasięgiem... Mam wrażenie, że znalezienie Proof, Interview czy Peaches graniczy z cudem :)

Zgadzam się bez reszty. O ile wcześniej go zwyczajnie lubiłam, bo przyciągał moją uwagę rewelacyjną grą, tak po VfV jestem bliska czczenia Weavinga. Trzeba być mistrzem, żeby zagrać tak wyraziście, przekonująco, poruszająco bez pokazywania twarzy. Jednym ruchem głowy potrafił wyrazić wszystko. Odpowiednią modulacją głosu z odpowiednim gestem pokazał więcej, niż mogłaby to zrobić twarz. Rety. Ta rola była naprawdę wymagacja.
Abstrahując od Vendetty, Weaving mimo że nie jest "hollywoodzkim przystojniakiem", potrafi sobie zaskarbić uwagę, przychylność i uwielbienie widza właśnie swoją grą i charyzmą. Na przykład rola Erlonda... Według moich standardów, daleko mu do elfa, ale czy ktokolwiek może wątpić w jakość wykreowanej przez niego roli?

10/10, w tym za brytyjski akcent.

;-) z tego, co wiem, to on jest Australijczykiem.

I nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie należy do przystojniaków - bo moim skromnym zdaniem jest w jego urodzie coś, co przyciąga.

Rewelacyjny aktor!