Właśnie obejrzałam. Nie cierpię filmów religijnych, ale ten mnie
przewrócił. Nie da się ukryć, że to gra aktora, ale jaka! Kiedy czytam
Ewangelie, to właśnie takiego Jezusa tam widzę: ciepłego i konkretnego
zarazem. No i nie jest ani 'z obrazków', ani z Hollywood.

Widziałam urywek tego filmu i moja pierwsza reakcja jak zobaczyłam kto gra Jezusa,to było: "Desmond z Losta, jako Jezus wtf?" . Kompletnie nie pasował do tej roli, nie podobał mi się sposób jego gry, te gesty, sposób w jaki mówił takim podniesionym tonem zachowywał się jak nawiedzeniec. Śmiałam się że jeśli była by scena wniebowstąpienia (nie wiem czy była bo nie oglądałam całego filmu) to jak Desmond-Jezus unosił się do Nieba, to powinien zwrócić się na koniec do apostołów "I'll see you another life,brotha":D

Nie było takiej sceny. Wystarczy zajrzeć do Ewangelii wg św. Jana. Ale jak już, to ew. Desmond mógłby zacytować Jezusa :), a nie na odwrót.

No to dziwne bo nieraz miałam Biblię w rekach i była tam scena w wniebowstąpienie,no ale niech ci będzie,a jeśli chodzi o drugą sprawę to chyba nie zrozumiałaś o co mi chodziło.

W św. Janie nie ma !!! Więc i w filmie nie mogłaby się znaleźć, gdyż jest to wierna ekranizacja tej części Ewangelii. Odnośnie cytowania. Jeśli ktoś oglądał Zagubionych, to faktycznie może mieć skojarzenia z Desmondem. W przeciwnym razie nie rozumie Twojej interpretacji. Ja oglądałam, ale nie miałam skojarzeń z postacią Desmonda. Zupełnie inne kreacje. Podobieństwo tylko fizyczne, wiadomo. Ale rozumiem, że czasem można bardzo silnie związać aktora z jedną tylko graną przez niego postacią, zwłaszcza serialową. Albo jest w trakcie lub świeżo po zakończeniu oglądania serialu, i nie potrafi się uwolnić od skojarzeń. Radzę jeszcze kiedyś zajrzeć do tego filmu. Będzie już inaczej.