Widziałem ją w "filarach ziemii" i po prostu się zakochałem ;) Jest piękna, jej uroda nie jest wyzywająca ale jednocześnie jest bardzo pociągająca. Ma piękny uśmiech i jest po prostu ideałem ;)
Uderzająco podobna do najseksowniejszej kosmitki w historii kina, tj. do Mathildy May ("Siła witalna").
Naga, nieskrępowana uroda Mathildy May jest tam tak obezwładniająca, że pozwala wybaczyć filmowi "LIFEFORCE" wszystko (a jest co).
Wielkie piersi i pupa Matyldy, przy proporcjonalnie niedużej budowie ciała, ogląda się z prawdziwą przyjemnością.
Sfotografowano je tam z taką miłością, że wprost nie można oderwać wzroku. Urzeka ta staranna cierpliwa kontemplacja tego przepięknego ciała. Być może jednego z najpiękniejszych w historii kina w ogóle.
Mathilda May - to Inkarnacja Daisy Ridley, a zwłaszcza Hayley Atwell.
Współczuję kobietom z wielkimi piersiami i pupami. Obwisną obrzydliwie po 50tce. Zostaną tylko ładne buzie
Któż by się nie zakochał? A popatrz jaka ona teraz śliczna: https://www.youtube.com/watch?v=YaZzrjxPI3k
Miałem zignorować film Krzysiu, gdzie jesteś. Dzięki niej obejrzałem i okazało się, że film rewelacyjny a ona pięknieje z wiekiem
No też. W śnie Kasandry jest bardzo dziewczęca. Ale od tamtej pory przybyło jej parę zmarszczek, co tylko dodało jej uroku. Inna sprawa, że oprócz czasu to i ortodoncja trochę pomogła. Śliczna kobitka
Przepraszam, zapomniałem podziękować Ci za link, co czynię teraz. Sam film durny jak but, tylko dzięki Hayley wysiedziałem do końca. Aż trudno uwierzyć, że to film Woody Allena.
To jest co prawda musztarda 8 lat po obiedzie, ale kto wie, może akurat przeczytasz. Właśnie odświeżyłem sobie Filary Ziemi i chyba domyślam się, czemu tak Cię wzięło. Dwa powody: Pierwszy to taki, ze w samej Hayley Atwell nietrudno się zakochać, bo jest nieziemsko śliczna (twarz, oczy, uśmiech, z figurą trochę słabiej:)). Drugi powód to taki, że w samej Alienie jako POSTACI też można się zakochać. Szczególnie kiedy bierze dzieciaka i uderza do Francji (z buta!) by szukać ukochanego, albo jak przynosi bucowi obiad do pracy, mimo że dzień wcześniej tak grubiańsko, egoistycznie i bez odrobiny empatii ją potraktował. Któż by się w takiej kobiecie nie zakochał? Jednak moja ulubiona scena to ta w tkalni Alieny, kiedy to Jack opowiada jej, jak to kamienie do niego mówią, kiedy rzeźbi, a ona tego w ogóle nie słucha, tylko płonie namiętnością i czeka na ten pierwszy pocałunek a czekała cztery lata. Taką scenę też trzeba umieć zagrać a Atwell robi to perfekcyjnie. W takim nałożeniu się na siebie tych rzeczy, o których mówię, zauroczenie OBIEMA tymi kobietami jest jak najbardziej zrozumiałe
To jest co prawda musztarda 8 lat po obiedzie, ale kto wie, może akurat przeczytasz. Właśnie odświeżyłem sobie Filary Ziemi i chyba domyślam się, czemu tak Cię wzięło. Dwa powody: Pierwszy to taki, ze w samej Hayley Atwell nietrudno się zakochać, bo jest nieziemsko śliczna (twarz, oczy, uśmiech, z figurą trochę słabiej:)). Drugi powód to taki, że w samej Alienie jako POSTACI też można się zakochać. Szczególnie kiedy bierze dzieciaka i uderza do Francji (z buta!) by szukać ukochanego, albo jak przynosi bucowi obiad do pracy, mimo że dzień wcześniej tak grubiańsko, egoistycznie i bez odrobiny empatii ją potraktował. Któż by się w takiej kobiecie nie zakochał? Jednak moja ulubiona scena to ta w tkalni Alieny, kiedy to Jack opowiada jej, jak to kamienie do niego mówią, kiedy rzeźbi, a ona tego w ogóle nie słucha, tylko płonie namiętnością i czeka na ten pierwszy pocałunek a czekała cztery lata. Taką scenę też trzeba umieć zagrać a Atwell robi to perfekcyjnie. W takim nałożeniu się na siebie tych rzeczy, o których mówię, zauroczenie OBIEMA tymi kobietami jest jak najbardziej zrozumiałe