Tak jest genialny i też mi go brak w Doctorze Who, ale David chciał odejść dobrze zapamiętany, a nie żeby po kilku sezonach ludzie mieli go dosyć, choć fani pewnie by nie narzekali ;)

Tak, wiem. Ale i tak był świetny.

był najlepszy <3

Ja w sumie też bym nie narzekała <3 Szkoda, że odszedł, ale do tego serialu, a szczególnie do sezonów, w których grał, wracam z radością ;)

Święta racja. Ja akurat późno się zabrałam do Doktora Who, bo w tym momencie jestem dopiero w połowie 5 sezonu, ale powiem tyle... jakoś powoli się przyzwyczajam do Matta Smitha, bo generalnie uwielbiam ten serial (pozwala się oderwać od rzeczywistości jak mało który), niemniej jednak Davida nikt raczej nie zastąpi. On dał postaci Doktora coś niesamowitego, coś ludzkiego. To pewnie zasługa jego nadzwyczajnego talentu aktorskiego i charyzmy. Odcinki z jego ery niejednokrotnie wywołały u mnie silne emocje (przy Matcie już tak nie jest, za bardzo alienowaty, slapstickowy, zbyt arogancki i pewny siebie). No i nie da się ukryć, że wygląd i urok samego Davida odgrywają tu również dużą rolę ;)

Wiem, David jest po prostu boski. Ale co do Matta -on jest trochę dziwny grając Doktora, ale polubiłam go i nie mogę znieść myśli że zastąpi go Peter Capaldi... Nie podoba mi się ten gość. On jest jednym z tych starszych, a ja wolę takich jak David.

u mnie w rankingu Tennant jest na ostatnim miejscu (oczywiście w rankingu z nowych serii). A co do Capaldiego, to jestem niezmiernie ucieszony na jakiegoś starszego Doctora :)

oh!! nareszcie ktoś ujął w idealne słowa to co sama też sądze o Matcie :) sama nie mogłam za nic nazwać tego co mi w nim nie pasuje, a opisanie tego skończyłoby się esejem kolosalnych rozmiarów. A tu proszę, jedno zdanie i wszystko jasne. Dziękuję ;)

Właśnie zakończyłam 6 sezon i stwierdzam, że Matt jednak znalazł w końcu swoją formułę. W piątym sezonie młodzieniec ów strasznie się miotał i robił wrażenie jakby usilnie chciał sprostać roli po odejściu Davida. Dalej podtrzymuję swoje zdanie, ta jego arogancja i narcyzm sprawia czasami, że mam ochotę trzepnąć po przez łeb! No ale to nie jego wina, tylko Moffata i spółki, że go tak napisali ;)

Zgadzam się ;) Szósty sezon też trochę polepszył moje zdanie o nim. Doszłam nawet do wniosku, że w scenach gniewu, wściekłości odnajduje się nawet lepiej niż David. Jednak efekt był krótkotrwały, bo już od połowy 7 sezonu znów zaczął mi grać na nerwach i zamiast żegnać go z żalem tak jak Tennanta, cieszyłam się, że w końcu odszedł.