Brian MayII

Brian Harold May

9,3
96 ocen występów osoby
powrót do forum osoby Brian May

Rzeczywiście, na gitarze wykonuje dobry kawał roboty. Solówki wychodzą mu świetnie i nawet go lubię ale ma u mnie ogromnego minusa. Dlaczego? Jak Freddie żył, to członkowie zespołu powiedzieli, że jak ktoś z nich umrze albo odejdzie dobrowolnie z espołu, Queen przestanie istnieć.

Po śmierci Freddiego co się stało? Głupi Taylorm (którego nie lubię ;/) i May poczuli, że brak im kasy, to chcą sobie zarobić ;/ dlatego wymyślili głupie Queen + , heh ;/

cameron88

"glupi taylor i may" - troche przesada..
A wiesz ilu fanom sprawili przyjemność powrotem...?
Ja coprawda też nie popieram tej nazwy Queen + Paul Rodgers, bo to troche tak jakby przedtem był Queen + Freddie Mercury i John Deacon.
Ale nie potępiam ich decyzji i nie sądzę żeby Freddie miał coś przeciwko temu...

Zakk_Wylde

mnie się osobiście nie podoba to, że ktoś zastępuje Fredka. Mnie się podoba jedynie pomysł, że chcą zrobic film o tym Wspaniałym Człowieku.

cameron88

Paul wcale nie zastępuje Freddiego. Nawet nie próbuje. To, ze Brian i Roger chcą nadal grac jest zrozumiałe, w końcu muzyka to niemal całe ich życie i widocznie nie chcieli dalej zajmować się solowymi projektami, ale grac razem- jak za starych, dobrych czasów. Paul jest dobrym wokalistą. Proste, że nie ma na tym świecie człowieka, który zastąpiłby Fredka, ale to wcale nie oznacza, ze z Brianem i Rogerem nie może już nigdy nikt inny grac. Nie podoba mi się jedynie pomysł zostania przy starej nazwie. Queen? Według mnie Queenu niestety już nie ma. Jest połowa Queenu, która powinna nazwać się inaczej. Przecież fani zostaliby przy nich i tak, nawet z inna nazwą. Przynajmniej ja, ze swojej strony mogę tak powiedzieć, bo uwielbiam Briana i Rogera na równi z Freddiem i Johnem.

Lady_From_Burton_World

Brian jest świetnym muzykiem, to jasne, że Freddiego nikt nie zastąpi na wokalu, ale lepsze jest to, że nadal grają niż mieliby czekać spokojnie na śmierć. Trzeba pamiętać, że Queen wcale nie = Freddie... Niech raczą nas swoją świetną muzyką, zamiast marnować swój talent...

cameron88

Freddie wiedząc, że jego czas jest bardzo ograniczony śpiewał Show Must Go On i tak też sie stało. Tak czy siak jego słowa są uszanowane :)Amen...

cameron88

"Głupie queen" a co ty byś zrobiła, gdyby twój zespól (chyba, że downa) miałby się rozpaść, a ty byłabyś całkiem spłukana? no...

użytkownik usunięty
cameron88

Raz - Queen nigdy nie przestanie istnieć.
Dwa - poważne zarzuty opierasz na powierzchownych dowodach(no, chyba że jesteś członkiem kapeli Queen).
Trzy - Freddie śpiewał "Show must go on".
Cztery - May zawsze miał kapitalne teksty piosenek, szkoda by było, żeby nie pisał dalej(piosenki, jakie wydano na płycie poświęconej pamięci Freddiego nadal są kapitalne, właśnie pod względem tekstu)
Pozdrawiam.

Mnie się osobiście wydaje, że May spajał ten zespół. Freddie był niesamowitym frontmanem, ale nigdy nie mówił, że jest liderem. Queen to cała 4. Wydaje mi się, oglądając wywiady i materiały zza kulis, że Brian zawsze starał się myśleć trzeźwo. Freddie miał tyle energii, że często wyglądał jakby nie brał życia na poważnie, Roger:) cóż on to chyba dość często nie myślał trzeźwo w dosłownym tego słowa znaczeniu, a podobnie jak Freddie miał ogromne pokłady energii a razem była to mieszanka wybuchowa. John, wiem, że miał dużo do powiedzenia, ale on się generalnie nie odzywał. Brian rozmawiał wiele z dziennikarzami, wspaniale komponował, a bez jego Red Special to dużo by Queen nie osiągnęło.
Dobrze, że ktoś to zauważył, Freddie zaśpiewał "Show must go on". Nie zdziwiłabym się gdyby Freddie dał im wolną rękę, a nawet oczekiwał, że rozkręcą jeszcze bardziej tę machinę. Myślę, że sam Freddie nie miałby nic przeciwko reklamom- może zrobiłby je jeszcze bardzie wow, przeciwko występom z Lady GaGą- to musiałoby być coś kosmicznego.
Brian ma całkowite prawo do tego co robi i do podejmowania decyzji jakie podejmuje. Myślę, że gdyby nie błogosławieństwo Johna i mam nadzieję Freddy'ego to nie robiłby tak odważnych kroków. Szanuję go jako muzyka ale również ze względu na jego upór i to, że ma wszystkie opinie... A to, że maksyma "Show must go on" jest dla niego i Rogera wiodąca to chyba nic złego, zwłaszcza, że mają do tego prawo, za to co wnieśli do muzyki. Freddie Freddiem, ale Brian to Brian, Roger to Roger, a John to Janek i nic tego nie zmieni.

Biedroneczka_4

Muszę się nie zgodzić z tym co piszesz.
Za dużo w tej wypowiedzi gołosłowności i braku rzetelności, powtarzające się co krok "wydaje mi się" dobitnie świadczy o tym, że Twoja wypowiedź to stek domysłów.
Wszystko opierasz o jakieś powierzchowne wrażenia i wywodzisz z tego daleko idące wnioski.
Po przeczytaniu bardzo wielu książek o zespole Queen i Freddiem, a także po zapoznaniu się z wieloma filmami dokumentalnymi mam zupełnie odmienne spostrzeżenie
na sprawy, o których piszesz.
Zacznę od tego co najbardziej mnie zdziwiło tj. tezy jakoby Roger i Freddie nie dbali o karierę zespołu, co jest absolutną bzdurą.
Ci dwaj mieli największy wpływ na karierę Queen i wizerunek zespołu w mediach.
To właśnie Roger, któremu zarzucasz brak trzeźwego myślenie, odkrył, że zespół u progu kariery jest okradany przez menadżerów, dowiódł tego i zdemaskował ich.
Freddie, który do interesów miał od zawsze przysłowiową żyłkę, wpadł na to, żeby manager Eltona Johna zajął się nimi, uprosił go o to sam. Właśnie od
tego momentu kariera zespołu ruszyła pełną parą.
Wizerunek sceniczny zespołu to przecież też robota Freddiego, który projektował stroje (wcześniej logo zespołu), a później kontaktował zespół z topowymi projektantkami
mody. W erze punka i glam rocka Queen mieli własny, niepowtarzalny styl, który oddziaływał na fanów i świadczył o ich niepowtarzalności.
Głupotą totalną jest zdanie "bez jego Red Special to dużo by Queen nie osiągnęło". Nie trzeba być znawcą rocka, by wiedzieć, że w czasach kiedy ruszała kariera zespołu Queen gitarzystów
takich jak Brian było na pęczki. Wszystkie liczące się wtedy zespołu miały swoich Brianów. To nie gitarzysta stanowił o wielkości Queen, a innowacyjne podejście do budowy utworów.
Wielokrotnie ludzie, którzy pracowali przy nagrywaniu płyt mówią, że największym atutem zespołu było harmonijne, wielogłosowe brzmienie. Każdy z członków Queen był świetnym muzykiem, żaden nie ustępował innym.
Po drugie największe hity zespołu wyszły od Freddiego, wśród 15 największych hitów aż 10 napisał Fred. Co było wielokrotnie powodem do sprzeczek między nim a Brianem, który chciał się dopisywać jako współautor tylko dlatego, że dogrywał solówki, chciał bezczelnie zarabiać na tantiemach. Jest to o tyle dziwne, że Roger i John nie wnosili nigdy takich roszczeń, a przecież też uczestniczyli w nagraniach.
Czy Brian był spoiwem zespołu, na pewno nie. Freddie mawiał, że nie jest w stanie wytrzymać z nim sam na sam nawet 5 minut. Znane jest zdarzenie zza kulis, kiedy Brian pobił Rogera za to, że ten dla żartów i rozładowania napięcia popsikał go lakierem do włosów.. Tak nie zachowuje się ktoś kto ma na uwadze dobrą atmosferę w zespole.

May oczywiście chętnie i dużo rozmawia z dziennikarzami, ale kiedy kariera zespołu ruszała należał do bardziej pasywnej części, która aktywnie nie pracowała nad sukcesem.
Gdyby May był tak świetnym przedsiębiorcą jego poprzedni zespół Smile osiągnąłby sukces... Dopiero dołączenie Freddiego i jego niekończące się pokłady wiary w sukces
zespołu sprawiły, że marzenia o popularności stały się osiągalne.

Tak Fred śpiewał "Show must go on" ale dla ścisłości należy dodać, że nie jest autorem tekstu.
Jest nim May, który faktycznie zaklinał się, że "Made in heaven" będzie ostatnim co Queen zrobi razem.
Sam Fred mawiał, że ma w d*pie to czy będą występować czy nie. Dał im wolną rękę. Można powiedzieć, że mają jego błogosławieństwo na dalszą działalność.
Za kulisami koncertu ku czci Freda, członkom Queenu puściły nerwy i ponoć mieli powiedzieć, że przez Freda ich kariera się skończyła. Bardzo to koleżeńskie.
Niemniej aż się prosi, żeby artysta w pełnym tego słowa znaczeniu wciąż tworzył i osiągał sukces, zamiast na okrągło korzystać ze spuścizny dawnych czasów.
Dla mnie brak dobrych i nowych kompozycji działa na niekorzyść Maya i Taylora.

madz20

Madz20, masz niewątpliwie dużą wiedzę o Queen i o Freddiem, przeczytałam z zaciekawieniem kilka Twoich postów, również tych pod najnowszym filmem biograficznym o Mercurym, który miał/ma powstać. W wielu aspektach się z Tobą zgadzam, natomiast rzuciło mi się w oczy,że z uporem maniaka krytykujesz Briana Maya, zatracając już przy tym obiektywizm. Zespół Queen do samej śmierci Freda wspólnie tworzył genialne utwory, których również May jest kompozytorem, a ostatnie chwile życia Mercurego były podporządkowane pracy z kolegami, a ich relacja nigdy wcześniej nie były tak bliskie i ciepłe. To Briana umierający Fred prosił, żeby ciągle pisał dla niego nowe utwory, bo to go trzyma przy życiu i daje motywacje, żeby wstać z łóżka. To May jest autorem ostatniego utworu Freda "mother love", którego zresztą nie był w stanie skończyć.
Gdyby May był takim potworem, pobił (!) Rogera, to czy ten przez 40 lat, również po śmierci Freda, zadawał się z nim, koncertował i produkował film?
Fred rzeczywiście powiedział, że nie może wytrzymać z Mayem 5 minut bo się droczą i polemizują, ale powiedział to we właściwym sobie ironicznym, kpiącym stylu, z dużym przymrużeniem oka ;). Na pewno Freddie lepiej dogadywał się np z Rogerem, ale demonizowanie Maya mija się z prawdą i jest nietaktowne.
To Brian zaciekle bronił Freda w mediach po jego śmierci, kiedy dziennikarze oskarżali Mercurego o rozwiązłość i obyczajowe szaleństwo. To również Brian do końca chronił Freddiego przed dziennikarskimi hienami, na wyraźną prośbę Freda do końca robił dobrą minę do złej gry twierdząc, że ze zdrowiem frontmana grupy jest wszystko ok.
Nie uważasz, że fakt, iż Brian i Roger upierają się przy "ugrzecznionej" wersji biografii Mercurego związany jest nie z ich pazernością i chęcią ohydnego zysku, ale z szacunkiem do kolegi właśnie? Freddie miał obsesję na punkcie swojej prywatności i strzegł jej jak ona w głowie. Był Wielkim Mistyfikatorem, kreował swój obraz w mediach, nigdy nie pokazał publicznie swojego wnętrza, jaki jest naprawdę, dlaczego więc 20 lat po jego śmierci świat ma oceniać jego słabości i zaglądać mu w majtki?
Koledzy z zespołu doskonale znali jego stosunek do prasy i mediów. Nigdy nie byli pospolitymi sprzedawczykami. To ludzie "starszej daty", może warto spróbować zrozumieć ich motywacje, a nie od razu oskarżać o działanie pod wpływem najniższych pobudek, jakimi jest hajs. Poza tym wciąż żyje siostra Freddiego (a może i matka, tego nie śledzę), jak one czułyby się widząc jakiś hardcore i obsceniczność na ekranie 20 lat po śmierci ukochanego syna? Podczas, gdy on za życia obsesyjnie wręcz chronił swoje życie prywatne.

Lemi88

Nie jest to żadna mania, ot nie mam o nim najlepszego zdania i moja opinia ma status constans, więc być może jeżeli przeczytałeś kilka moich wypowiedzi w bliskim sobie czasie mogłeś dojść do przeświadczenia, że upaja mnie krytykowanie Maya ale zapewniam Cię, że tak nie jest. Nie kryję się z tym, że jest on najmniej lubianym przeze mnie członkiem Queen, jego narcyzm i wybujałe ego działa mi na nerwy stąd takie a nie inne zdanie o nim, inna sprawa, że nie podoba mi się to jak razem z Taylorem rozporządzają spuścizną po Queen, śmieszne jest dla mnie koncertowanie z Lambertem, brak twórczej aktywności, życie wspomnieniami i odcinanie kuponów od dawnej chwały, nigdy bym nie przypuszczała, że tak nisko upadną, że pójdą aż tak w komercję.
Zabrałam w takim a nie innym tonie zdanie w tym temacie, bo post Biedroneczki_04 wydał mi się odrobinę oderwany od rzeczywistości kreowanej przez autorów biografii, z którymi się zapoznałam, zdecydowanie zbyt umniejszała roli pozostałych członków, negowała ich wartość. May niewątpliwie miał wielki zasługi dla zespołu, sporo komponował, jednak dla mnie nie był gitarzystą genialnym do największych mu bardzo daleko. Pozdrawiam :)!

cameron88

Skarbie, May nie jest, nigdy nie był i nie będzie głupi... po pierwsze ma świetny głos, co widać choćby w '39 i Too Much Love Will Kill You, po drugie świetnie gra na gitarze i jest genialnym gitarzystą, co widać po jego solówkach, jest sympatyczny i ma super włosy :) Zresztą gdyby był idiotą, i był wrednym zgredem, raczej nawet pomimo jego umiejętności nie przyjęliby go do zespołu. Mnie osobiście poruszyło to, że po śmierci Freddiego i rozwiązaniu Queen (może nie dosłownie, ale w czasie gdy przeżywali żałobę) Brian miał załamanie nerwowe i depresję. Gdy sobie przypomnę film Days Of Our Lives, w którym Brian zaczyna płakać, ja zaczynam płakać razem z nim. Widać że przeżył wiele po śmierci Freddiego i był on dla niego ważnym przyjacielem.
Brian nie jest złą osobą, naprawdę. Nie wiem, dlaczego tak uważacie, możecie go sobie nie lubić, ale nie jest złym człowiekiem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones