ale też przemilczanych do tej pory okropności w powojennych Węgrzech, których dopuszczali się "wyzwoliciele" pod postacią sowieckich okupantów. Piękne zdjęcia Sobocińskiego juniora. Ale największym przeżyciem było dla mnie spotkanie z Martą Meszaros po seansie. Ileż w tej kobiecie poczucia humoru, otwartości i ciepła. I ile rozgoryczenia z powodu tego, co dzieje się na Węgrzech obecnie. Jej słowa powinniśmy potraktować jako zapowiedź tego, co jeszcze złego może stać się w Polsce (oprócz tego, co już się stało). A mój osobisty smutek to fakt, że na spotkaniu z reżyserką takiego formatu sala była zapełniona co najwyżej w 1/3. Było mi wstyd. Pełne sale są zapewne na czymś tak durnym jak Pokemony. Szkoda gadać.