Nie wiem, czy ktoś już poruszył tę kwestię, ale czy ktoś moze mi wyjaśnić, dlaczego straznicy nie zrobili kompletnie nic, aby uwolnić Johna, skoro Paul miał kilka przeciwko Dzikiemu Billowi?
W tamtych czasach murzyni byli dyskryminowani, a poreszto jakby to udowodnili, jeśli Dziki Bill już nie żył (mogli by go zmusić do przyznania się).
Wydaje mi się, że Edgecombe mógł trochę wcześniej (zanim Percy zabił Billa - w sumie to chyba dobrze, że Coffey wymierzył sprawiedliwość, piszę chyba, bo nie spodziewałam się tego po nim) zawiadomić np. Moorse'a o wynikach swojego małego śledztwa i wtedy może jeszcze raz - o wiele dokładniej - rozpatrzonoby sprawę Johna. Nawet po zabójstwie Whartona mógł coś zrobić, nie ujawniając nikomu prawdy o wywiezieniu Johna i szaleństwie Percy'ego (co bylo w sumie koniecznością). Właśnie to mnie złości, że Edgecombe tak łatwo pozwolił na jego śmierć, że chwilowym usprawiedliwieniem dla jego sumienia było zapewnienie Johna, że on chce umrzeć... A póżniej przez całe swoje dlugie zycie (niezamierzona kara Coffey'a?) żył z wyrzutami sumienia, ze pozwolił zabić cud Boży...
Może za bardzo "gdybam", ale jest to rzecz, która nie dała mi spokoju
mam dokładnie takie same odczucia .... i to jest jedyny motyw w całym filmie który mnie drażni .... że nawet nie próbowali ...
nie chcę być nie miła- ale oglądając film powinnaś była zrozumieć, ze smierc dla Johna to było wybawienie... mi też go było szkoda i nie jedną łzę wylałam gdy już umierał, ale potem zrozumiałam, że to była dla niego ulga. On chciał odejść do lepszego świeta, gdzie nie będzie przemocy. Był już zmęczony tym wszystkim i chciał poprostu "zasnąć". Nie potrafił zrozumieć dlaczego ludzie są źli i krzywdzą się na wzajem, a już napewno nie mógł zrozumieć przemocy stosowanej wobec dzieci.
Ale jak zabił, skoro to ten strażnik strzelił do niego, Coffey miał w tym udział? jak tak to jak? (tylko dął mu chorobę?)
Nie wiem dlaczego Coffey tak zrobił :) ale przez "przekazanie" choroby
Percy'emu spowodował jego szaleństwo i jego rękami zemścił się na Whartonie. Za jednym zamachem ukarał dwóch złych ludzi, a takie zachowanie nie pasowało mi do dobrego Johna...
w pierwszym momencie może i nie pasuje, ale to go uczłowiecza plus poszerza portret psychologiczny bohatera, nie jest on już tak banalny, jednowymiarowy.