Poza tym film ok. Zginęli ci, którzy mieli zginąć :)
Film dobrze się rozkręca. Nie wszyscy aktorzy sprostali zadaniu.
Scott nie zginął. A to on był największym "krętaczem". Wynajął faceta, żeby ten uwiódł mu żonę, nagrywał ich, zaplanował, że pozbędzie się ich obojga, a sam z nową tożsamością odejdzie ku zachodzącemu słońcu (czy coś w ten deseń). Trochę inaczej to wyszło, ale on nie zapłacił żadnej ceny za swoje występki.
Jak to? Stracił przecież żonę, którą mimo wszystko kochał. Wcześniej oczywiście upewnił się, że go nienawidzi. Dał jej ostatnią szansę. Nie skorzystała i chciała go szantażować, więc good bye.
No nie wiem czy to tak do końca :P To on wszystko uknuł - czy ją kochał? Nie sądzę. Sam wpędził ją w ramiona innego, bo cel miał jasny - dowody, że ona go zdradza. Nawet jakby na to nie poszła, to i tak by dowiódł tego, co sobie założył, bo o to mu chodziło - pozbycie się żony, zgarnięcie kasy itp.
Według mnie jedno nie przeszkadza drugiemu. Mógł ją kochać, ale jednak uznał, że za daleko się posunęła i musiał rozwiązać ten problem. Przeze mnie musiałaś obejrzeć film jeszcze raz? :)