Nie jest to najlepszy western w jego dorobku. Scenariusz pomimo, że pisany przez zawodowca pełen jest dwu wymiarowych postaci. Najgorzej napisany jest bohater grany przez Rocka Hudsona, nie jest zrozumiałe po co ta postać jest w filmie. Błąka się między ujęciami, bywa w scenach strzelanych, robi za love interest i tyle. Ogromny banał. Lepiej od drugiego planu wygląda pierwszy. Mamy tu typowego dla westernow Manna niejednoznacznego bohatera ze skaza tym razem skrywającego sekret i uciekającego przed swoją przeszłością. Antagonista też jest tu niejednoznaczny, Chase napisał obu w taki sposób, że trudno szacować dokąd to będzie zmierzać. Próba podjęcia tym razem tematu odkupienia win rozczarowuje w finale, niestety też ckliwo i banalnie.
Dobre są plenery, trudy życia osadników, świetna scenografia oraz kostiumy.
Nie zgodzę się co do Hudsona. Myślę, że ta postać miała stanowić uzupełnienie Stewarta i Kennedyego. Poznajemy go jako młodego, lubiącego zabawę hazardzistę, więc oceniamy go z dozą dystansu i niejednoznacznie. I tak jest również podczas buntu Colea. Nie wiemy, która stronę trzyma. Oczywiście, jak finalnie jego postać wykorzystano może być kwestia dyskusyjną, bo uważam, że nie wykorzystano jego potencjału.