Bardzo możliwe. Dawno żaden film mnie tak nie zirytował. Pomysł był może dobry, ale wykonanie jest okropne. Niemiłosiernie długie ujęcia i repety tych samych sytuacji, kompletnie niszczą cały dramatyzm. Tu nie ma żadnych głębszych emocji wbrew pozorom - nic! Latanie po ekranie przerywane siedzeniem w kawiarence internetowej i ew. siedzeniem na… kiblu (o tym za chwilę). Sceny nie mają żadnej pointy - ciach, ciach i kolejna "dłużyzna".
Muszę przyznać, że biegunka głównej bohaterki obrzydziła mi ją już na starcie. Rzecz niby ludzka, ale to nie oznacza, że automatycznie nadająca się do filmu. Po co?! Stękanie na sedesie było może i zabawne w "Głupi i głupszy", ale "Zaginiony", to chyba film na serio z przesłaniem (jakimś)... Tym czasem, jakkolwiek by na to nie patrzeć, sraczka jest pkt. wyjścia i powodem całego nieszczęścia filmowej babci. I jak tu się wczuć w powagę sytuacji?!
Film nie dość, że nudny to jeszcze miejscami ohydny – tylko dla masochistów.