Miało być dobrze, bo skandynawski thriller, to już samo w sobie brzmi emocjonująco. Ale tylko MIAŁO BYĆ. Film o porwaniu trwa 01:33 h, a przez 00:25 h kobieta jedzie. Jedzie, mija samochody raz na kilka minut, ziewa, robi postój w zatoczce, ktoś ją oślepia, jedzie, jedzie, jedzie, ziewa, jedzie... SERIO. I jak już widz ma jej dość, to wreszcie zostaje porwana, ale widz ma to w tyle, bo tak się zmęczył, że zamiast "ojej, biedna kobieta", myśli "biedny facecie, po co ty sobie bierzesz tę babę?!". Tak. Na razie najgorszy skandynawski thriller, jaki oglądałam.