Największy zawód sprawiła mi chyba przewidywalność tego filmu i brak napięcia w stylu np. "Gry tajemnic". Tutaj od razu wiemy kto jest dobry (dwoje naszych bohaterów), kto zły (adwokaci reprezentujący rząd Austrii) czy brzydki (naziści podczas wspomnień). Ryan nieźle odgrywa rolę młodego adwokata idealisty, ale brakowało mi tu charyzmy człowieka który decyduje się odejść pracy i tonąć w długach dla sprawy w którą wierzy. Wszyscy jednak blakną przy niesamowitej Mirren, nawet piękny Wiedeń (którego kilka pięknych ujęć tylko zaostrza nasz apetyt). Niektórzy porównują nieco "Złotą damę" do "Titanica", co jest o tyle trafne, że w jednym i drugim obrazie mamy do czynienia ze wspomnieniami które napędzają fabułę, sposób narracji też wydaje się nieco podobny. O ile jednak w "Titanicu" mamy do czynienia ze spektakularnym finałem w postaci zatopienia statku, tak w przypadku "Złotej damy" już tego nie uświadczymy. Odpowiedz sobie czy możesz się bez niego obejść ;) Jak dla mnie film zasłużył na naciągane 7, nawet akcja w sądzie nie porywała, a chyba na to liczyłem najbardziej. Wszystko jakby biegło po sznurku aż do happy end'u. Pozdrawiam!