"Wzgórza mają oczy" to typowy horror opowiadający o ludziach, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze i muszą stoczyć walkę o przetrwanie. Rodzina Carterów przybywa na skaliste wzgórza Kalifornii, aby zbadać kopalnię, która tam się znajduje. Nie wiedząc, że zamieszkuje je rodzina kanibali. Jak ma się fabuła? Jak dla mnie nic specjalnego, nie jest specjalnie wciągająca, ale i też nie jest jakoś bardzo słaba. Wes kręcąc ten film najprawdopodobniej inspirował się filmem Tobe'a Hoppera, "Texas Chainsaw Massacre" z '74, jednak coś tu nie pykło.
W przypadku rodziny kanibali składającej się z Jupitera, Marsa, Pluto, Mamy oraz Ruby, jedynym kultowym członkiem tej rodziny był Pluto, grany przez Michaela Berrymana.
Pluto w całej rodzinie to człowiek sadystyczny, bojaźliwy, nerwowy i dosyć głupkowaty. Panicznie bojący się swojego ojca oraz starszego brata.
Mimo, że fabuła nie jest niczym nadzwyczajnym, to jednak dla wielu jest to film kultowy i ma sporą rzeszę fanów.
Szczerze mówiąc bardzo mnie to dziwi, gdyż mi osobiście ten film nie przypadł do gustu.
Przez pierwszą połowę praktycznie nic się nie dzieje, los głównych bohaterów w ogóle mnie nie interesował. Najbardziej rozczarowującym aspektem tego filmu, jest rodzina kanibali.
Swoim wyglądem, zachowaniem i aparycją przypominają degeneratów, podobnych do tych z "Mad Max", niż prawdziwych psychopatów. Oprócz tego pod koniec filmu, zostają pokonani w zbyt prosty sposób. Aż dziwi mnie to, że przez tyle lat sobie radzili jako mordercy. Film sam w sobie jest niezły, ale do najlepszych nie należy.
Fan horrorów nie powinien być zawiedziony, ale niech nie liczy na coś bardzo mocnego.