Jest to niewątpliwie "przeestetyzowane" dzieło erotomana, który uważa się za artystę i chyba jednak nim jest.
Piękne zdjęcia, niesamowite obrazy - owady, rośliny, barwy, sceneria. Fabuła nieco pokręcona, szczególnie, że wyznaczona przez charakterystryczne dla reżysera liczby. Nie dziwię się tym, którym ten język filmowy sie nie podoba.
Świetny pomysł na początek filmu i motyw liczenia gwiazd.
Świetne aktorstwo Bernarda Hilla.
Ogólnie - dziwaczny film szaleńca.