Hmmm, przyznam iż na kolana mnie nie rzucił. Ot, warto niekiedy w napływie amerykańskich megaprodukcji 3D pójść na coś innego, ale szału nie ma. Można potem w towarzystwie błysnąć wiedzą o szwedzkim reżyserze lub znajomością nowej fali rumuńskiego kina.
"Wtorek, po świętach" ma niezłe wejście. W "Przekroju" opinia arcydzieła, w recenzjach "behawioralne maniery" i "fala obezwładniającego afektu", na plakacie goła (za przeproszeniem) dupa, parę scen jak z erotyków, nośmy temat i hulaj dusza piekła nie ma. Nie twierdzę że film nie jest warty uwagi. Napięcie rośnie z minuty na minutę na tle codziennej szarości a scena dialogu żony i upadłego męża - mistrzostwo. Ale całość jakaś taka... nieposklejana. Zakończenie ni z gruszki ni z pietruszki, które mogłoby w sumie nastąpić w dowolnym momencie z ostatnich 20minut z równą dramaturgią. I równie dobrze film mógłby trwać 40min dłużej bez szkody dla scenariusza. Co oczywiście skutkowało by wycięciem kontrowersyjnych scen, co dla "unikalności" filmu by oczywiście zaszkodziło.
A film warto obejrzeć choćby dla morału. Zdrada nie popłaca bo człowiek budzi się z ręką w nocniku tracąc to co najważniejsze: codzienność. Kurtyna!
Podpisuje się pod przedmówcą obiema rękami. Dodam tylko, że film mnie nie powalił, wręcz przeciwnie - był bardzo przewidywalny...za bardzo. Jeżeli to jest nowe rumuńskie kino - to jest to dla mnie zwyczajne rejestrowanie rzeczywistości co sprawia, że nie zmusza ono do przemyśleń, brak tu jakiś metafor, brak ukrytego przesłania, jest tylko rejestracja. Wychodzi się z tego filmu jakoś ...rozczarowanym. Że to już koniec? Tylko tyle? Uniwersalizm tematu jest już tak mocno 'przerobiony' , że naprawdę dziwi mnie, że ktoś wykłada kasę na takie filmy. Słowem: nihil novi, żadna nowa fala, raczej odbicie.
Zdecydowanie na odbiór tego filmu źle wpływają wszystkie recenzje nazywające go arcydziełem, czy dziełem wybitnym. Oczekiwania jakie miałem względem tego tytułu szybko odeszły i wyszedłem z kina zawiedziony. Oczywiście doceniam warsztat i aktorstwo, jednak nowa fala kina rumuńskiego kojarzy mi się z innymi, lepszymi filmami. "Wtorek po świętach" to dobre kino, jednak do arcydzieła droga daleka.