Nie był ani zaskakujący, ani rozczarowujący. Wiedziałem, że to film przeznaczony dla raczej młodszej widowni, ale i tak zdecydowałem się na niego pójść. Był to w zasadzie musical, bo było pełno piosenek, ale w filmach dla młodszych tak zazwyczaj jest. Fabuła nieskomplikowana, dosyć naiwna - nie będę się rozwodził. Kilka śpiewanych rzeczy wpadało w ucho, ale drugim wyleciało. Polski dubbing ujdzie, ale ciekaw jestem jak to brzmi w angielskiej wersji.
Na uwagę zasługuje postać pewnego księdza grana przez... Rowana Atkinsona. Tak, tego od Jasia Fasoli i Johnny'ego Englisha. Odgrywa on rolę przekupnego i złego księdza. Można powiedzieć: atak na kościół, ale ja na to patrzę inaczej i sama postać wychodzi komediowo, a nawet skłania do refleksji moralno-i-innych-tam.
Ogólnie spoko, nie nudziłem się za bardzo, ale niczym mnie nie zaciekawiło.
5/10 (w porywach 6/10, ale może bardziej 5,5).