bruno dumont.. ponownie.. w kolejnym arcydziele flamandzkiego kina transgresji.. tropi świętość w miejscach które, zdawałoby się, nie mają z nią nic wspólnego..
no i cóż można powiedzieć niczego z fabuły nie zdradzając.. w swoim dążeniu do pełni, w swojej tęsknocie do boskości, w swoich poszukiwaniach kosmicznego zapłodnienia, bohaterka - mimo, iż dziewica - niewiele się różni od bohaterki Nimfomanki von triera, ale też dumont jest poważniejszy, dumont jest konkretniejszy, dumont wychodzi poza prywatność wydarzenia, dumont duma i widzi globalne zagrożenia, jakby zdawał się mówić: tęsknota jest dobra, kierunek jest słuszny, to wybór sternika budzi zastrzeżenia..