Zaczęło się bardzo obiecujaco, wszystko w miarę grało, Hardy robił dużą robote (szkoda bardzo roli Michelle, tak świetna aktorka a dostała rolę godną byle jakiego aktora), Venom wyglądał swietnie, dialogi między nim a Brockiem to było mistrzostwo. No ale od momentu, w ķtórym Eddy stracił symbiota, film poszybował bardzo nisko. Dialogi się znacznie pogorszyły, te teksty Venoma i jego nagła przemiana była tak głupia i mało wiarygodna, że widać wyraźnie, że ten fragment filmu stracił dużo scen. Riot był ile, kilka minut? Kompletne rozczarowanie. W ogóle końcówka leciała w zabojczym wręcz tempie. Po co? Film ma w rzeczywistości 1.5 godziny i tylko durne Sony wie, dlaczego zdecydowano się na usunięcie 40 minut scen, które były zdaniem Hardy'ego jego ulubionymi. Scena po napisach to kolejne rozczarowanie. Chyba każdy sie jej spodziewał po ogloszeniu, że do obsady dołączyl Woody Harrilson i że Carnage nie będzie w tym filmie przeciwnikiem Venoma. Ta ruda peruka mnie trochę rozbawiła. Ale i tak czekam na część drugą z mam nadzieję lepszym scenarzystą, reżyserem i z większym budżetem.