Nie rozumiem skąd klasyfikacja filmu jako komedii. Facet jest przebiegły i dobrze wie, jak zdobyć przychylność "rodziny", sędziego, a przede wszystkim ławy przysięgłych. Mało przekonywujące ostatnie wystąpienie głównego bohatera, kreującego siebie na Chrystusa gotowego cierpieć za grzechy innych. Strach pomyśleć, że wystarczy jeden błyskotliwy bandyta, żeby kilkadziesiąt mafiosów uznać za niewinnych. Nie potrzebny żaden "układ zamknięty".