czemu tak sie dzieje? :D odwieczne pytanie ludzkosci :D

Tom zabijajac tych ktorych kocha, ale ktorzy zagrazaja jego wyobrazeniom zycia i ktorzy chca go przywrocic rzeczywistosci, zostaje w koncu sam ze swoim obrazem. Choc jak sugeruje zakonczenie filmu, i on rozbil sie na kawalki.
Ripley pragnienia i tesknoty kieruje w strone ludzi bogatych, pozostajac poza zasiegiem zwyklych smiertelnikow.

A jak? Za moment zostanie zdemaskowany i fikcja, w którą miał wierzyć świat ostatecznie legnie w gruzach.

Ja myślę, że on go wcale nie kochał, tylko udając miłość korzystał z wszystkich przywilejów "ukochanego". Poza tym tamten znał go pod jego prawdziwym imieniem, a on nie chciał być sobą. Chciał być Dickiem, na co znowu pojawiła się szansa.

Nie, on go kochal, ale nie byl bezpieczny, poniewaz rodzina tej laski(ogladalam to dawno i nie pamietam jak sie nazywala) wiedzial o jego prawdziwym imeiniu, a to wiecej swiadkow do usuniecia... Dlatego wybral tego pojedynczego kolesia.

Też mi się tak wydaje, co z resztą słychać, bo płacze zabijając gościa.

a ja już miałam nadzieję, że zabije siebie. i już zanim pojawiła się Meredith myślałam że jednak Ripleyowi się upiecze i wszystko będzie różowo a tu kiszka.
tak smutno mi teraz

Zabił go, bo na statku znajdowała się ta dziewucha, która znała go jako Diciego, a Peter znał go jako Toma Ripleya. Toma zaczął się zapętlać w całokształcie i osaczać własnym kłamstwem,dlatego wyeliminował jego, bo mógłby pewnie ją, ale ona była z rodziną, więc byłoby trudniej :) Chociaż, może się mylę...

Też tak sądze.
Myślę, że ma to wszystko bardzo symboliczną wymowę. Tom nie chciał być sobą, ale takim jak Dick, co zresztą zostało już tu napisane. I myślę, że właśnie to przeważyło, że zabił Petera. Chciał pozostać Dickiem, poza tym Meredith widziała w nim właśnie Dicka (nie w tym sensie, że się jej tak Tom przedstawił, ale takiego o jakim marzyła). Tom to wybrał. Może to trochę chaotyczne, jak piszę, ale jakoś nie mogę tego ubrać w słowa. Pozdrawiam. Dobry film.

Peter znał go jako Ripleya a Meredith jako Dickiego. A Tom wolał byc Dickiem więc zabił tego kto mu w tym przeszkadzał.

"Zawsze wolałem być zmyślonym kimś,niż prawdziwym nikim" - te słowa padają z ust Toma tuż przed tym,jak zabija Petera. Pojawia się u niego deficyt lęku i adrenaliny-pragnie wrócić do gry i rozwijać swoje talenty (jak wskazuje sam tytuł). Jest jednak zagubiony, bo powoli traci swoją tożsamość.
Zabija ukochanego, bo chęć bycia Kimś jest silniejsza od uczuć.

I w dodatku sprawiedliwosc nie zatryumfowała. Bardzo, bardzo niesatysfakcjonujacy koniec...

Moim zdaniem Tom, wbrew temu, co mógł o nim myśleć Peter, był właśnie dokładnie nikim: pusty emocjonalnie, niezdolny do empatii i współczucia, bez hamulców moralnych i sumienia.

Na dobrą sprawę o jego prawdziwym charakterze i życiu nie wiemy niczego, on jest jak pijawka, żyje ukradzionym życiem, manipuluje innymi i spija ze swoich ofiar to, co mu jest aktualnie potrzebne. Sądzę, że on nie kochał tak naprawdę nikogo, nawet Petera.

Petera zabija tylko dlatego, że tamten był zbyt bliski odkrycia prawdy, zaś spotkanie Petera i Meredith na statku było nieuniknione, a wtedy kłamstwa na temat tożsamości zostałyby łatwo odkryte i nikt nie mógłby zaprzeczyć już intuicji Marge. Tom chciał zostać wolny i móc dalej czerpać korzyści z tego, co "osiągnął"... Ponura postać. Peter bardzo niefortunnie ulokował uczucia, tak jak wszyscy bohaterowie, w krytycznych momentach nie rozpoznał zagrożenia.