Opis filmu nijak się ma do fabuły. Nie ma żadnego narastającego chaosu w rodzinie. To poprostu ukazane przygotowania do imprezy + sama impreza w gronie liczbę rodziny. I tyle. Nic się więcej nie dzieje, problemy rodziny są co najwyżej ogólnie zarysowane, a i to za dużo powiedziane.
Nie ma też żadnego patrzenia oczami głównej bohaterki. Wiele scen odbywa się bez jej udziału, a nawet jak 7-letnia Sol jest na ekranie to przechodzi obok filmu. Jest tłem. Jest po prostu nijaka. Wiem to bardziej efekt takiego a nie innego napisania jej roli, że ma być smutną, samotną i milczącą córką umierającego mężczyzny ale jednak. To już mała Esther była ciekawszą i lepiej zbudowaną postacią z lepszą ekspozycją.

Cały film to czekanie na coś, na kulminację, bo przecież "Totem" to praktycznie czekanie na nieuniknione. Jednak nic takiego się nie dzieje. Senna atmosfera pozostaje od pierwszej do ostatniej minuty. Żadnego przesilenia, zmiany układu, nic.

Do fabuły zostało wpisanych zbyt wiele postaci a żadna (łącznie z główną bohaterką Sol i jej śmiertelnie chorym ojcem) nie została choćby muśnięta, o jakimkolwiek budowaniu postaci można zapomnieć. Wszystko jest bardzo powierzchowne, większość bohaterów dostaje scenę-dwie, nie więcej i rzadko więcej niż kilka zdań do powiedzenia.

Za bardzo nie wiem po co powstają takie filmy. Tu wprost przebija jedno że strony reżysera "zrobiłem film ale nie mam nic ciekawego do powiedzenia". Film jest płytki i po prostu nudny.