Lambert wcale nie jest najlepszym wykonawcą piosenek Queen (choćby Tom Chaplin jest lepszy), ale to właśnie w nim "zakochali" się Brian i Roger. Nie liczy się do końca to, jak ktoś śpiewa, ale liczy się ta chemia między nim a zespołem. A tutaj ta chemia jest bardzo widoczna. Oni są w niego wpatrzeni i za cholerę nie wiem, dlaczego... To trochę jak z kobietami - często nie wybierze się tej z najlepszymi 'atrybutami', tylko tą, do której czuje się chemię. I tak jest w tym przypadku. Pozostaje to - z bólem - zaakceptować.