Mogłoby się wydawać że to sequel "Mumii" z Borisem Karloffem. Otóż, wcale tak nie jest. Oba te
filmy nie maja ze sobą praktycznie nic wspólnego, poza tym że historia naszego
zabandażowanego przyjaciela jest niemal identyczna jak w filmie z Karloffem.
Pierwsze co rzuca sięw oczy, a włąściwie w uszy to zarąbany z "Syna Frankensteina" motyw
przewodni. Universal jest leniwe i nie jest to pierwszy raz gdy wykorzystują te same motywy
muzyczne w kilku, a nawet i kilkunastu filmach.
Sam film jest dziwna mieszanką komedii, filmu przygodowego z niewielką ilością horroru. Byłoby
to okej, gdyby nie fakt że nie ma w tym żadnego balansu. Większość filmu to komedia,
przedstawienie głównych bohaterów, potem w koncu trafiają do egiptu i ... cóż, mumia pojawia
się na jakieś ostatnie 20 minut. A przedtem mamy magika który ośmiesza jednego z głównych
bohaterów.
Film nie trwa jakoś długo, więc nikogo nie powinien znudzić. Ja sam, widząc ilość kontynuacji,
podszedłem do niego jako do takiego wprowadzenia do serii. Tym w sumie jest. Takim
preludium do serii głupawych, naciąganych, a jednocześnie całkiem przyjemnych filmów.
Swoja drogą, tym filmom zawdzięczamy bardziej powszechny wizerunek mumii. Zabijające
wszystko dookoła munstrum.