Film ma ekspresję ciepiącego na anemię, obsadzonego w roli trupa. Momentami gra aktorska była tak drewniana, że w scenach rozgrywanych w lesie ciężko było odróżnić aktorów od drzew. Porywające jak wiatry teściowej, po zjedzeniu nadmiernej ilości bigosu i pasjonujące jak przeglądnie z wujkiem klasera z kolekcją poradzieckich znaczków. Lubię takie filmy, w trakcie seansu możesz rozwiązać sudoku, wyprowadzić psa, ugotować żur, nic nie tracąc nic z fabuły.