Trzeba przyznać, że to jeden z klasyków monster movies z lat 50-tych. Warty polecenia, nie ma co szerzej komentować. Po prostu trzeba oglądać i wyciągać jakiekolwiek wnioski
Zaskakujące efekty specjalne - chwilami pająk wycięty na greenboxie (przeźroczyste łapy i minimalny cień), ale większość ujęć to wklejona scenografia z makro ujęciami tarantuli. Choć to było 64 lata temu, do dziś przekonuje.
A Eastwood kilkoma sekundami i zdaniami "wypuśćmy dwie rakiety", "zrzućmy napalm", "cel zniszczony" rozpoczął swoją owocną karierę.
Nawet w napisach końcowych go nie wymienili. Ocalił całe miasto i taka wdzięczność dla bohatera :( ... ;) Swoją drogą, gdyby nie komentarze o Clint'cie Eastwoodzie, to też przeszłabym obojętnie. Ale odtworzyłam sobie końcówkę, no i te charakterystyczne oczy!
A wyobraźcie sobie, jakie wrażenie musiał robić ten film w latach 50.! Siedzicie w kinie samochodowym, dookoła podobna okolica jak w filmie, nagle pojawia się wielki na cały ekran włochaty pająk i te jego spragnione świeżego mięsa szczękoczułki! Niejedno z Was rozejrzałoby się w popłochu naokoło.