Tego filmu nie da się oglądać z uczuciem pogłębiającego się przygnębienia. Im dalej brnie się w to "dzieło", tym bardziej człowiek zaczyna wątpić w inteligencję swojego gatunku...
To ma być science-fiction? Ja bym to nazwał raczej pseudoscience-fiction. ;) Nie każdy musi znać się na fizyce, ale na litość boską... Pewnych podstaw uczą w podstawówce. Jak można mylić elementarne pojęcia, nazywając pole elektromagnetyczne "prądem"? Albo scena z radioteleskopem - używają go do zakłócania sygnału generowanego przez kamienie. Ok. Stonehenge zmienia długość fali, żeby uniknąć zakłóceń. Ok. I tak przechodzą przez całe pasmo. Od fal radiowych o częstotliwości akustycznej (nie wiem czy w tym laboratorium mieli głośnik, czy scenarzysta nie wiedział, iż fale radiowe o częstotliwości akustycznej nie są tożsame z falami dźwiękowymi :P) aż po fale gamma. Ekhm... Seriously? Jedna antena radioteleskopu może generować fale EM w praktycznie całym zakresie widma? No to dla mnie niesamowita nowość. :)
Do tego ta cała new-ageowska, pseudonaukowa otoczka. Jakaś "sieć energetyczna" planety, jakieś piramidalne (dosłownie) brednie, o mechanizmie z Antikythery nie wspomnę. ;) Brednie wzięte prosto z Danikena. :)
Wątki "archeologiczne" w SF bynajmniej mi nie przeszkadzają. Byle były eksploatowane rozsądnie, jak w SG-1 albo B5. To tutaj to jakaś farsa. :)
Całkowicie się zgadzam, wszelkie wypowiedzi "naukowców" to bełkot bredni bez sensu. Może się tym fascynować 6-cio latek.