Obejrzałem ten film wczoraj i byłem pod niemałym wrażeniem. Pomijając dosyć prostotę
prawd życiowo-boiskowych, którą Cantona przekazuje głównemu bohaterowi (przez co
moja ocena filmu jest trochę niższa, niż mogłaby być) to jeśli spojrzeć na film z odrobiną
dystansu, daje się zauważyć parę rzeczy:
1. Eric wychodzi w swoim życiu na prostą dzięki rozmowami z Cantoną, którego widzi pod
wpływem używek, głównie marihuany (w jednej scenie zamiast zielska jest wino). Nigdy
jeszcze nie widziałem, żeby w filmie ktoś potrafił rozwiązać swoje problemy po prostu
jarając skręta za skrętem. Twórcom należą się brawa, są chyba osamotnieni w swoim
podejściu do trawki.
2. Kiedy Eric razem z przyjaciółmi rozwiązuje problem z gangsterem i wpada na to, że ów
jegomość boi się ''upokorzenia'', to równie dobrze mógłby powiedzieć w tym pubie coś w
stylu "trzeba mu zrobić mega wjazd na chatę!". Nie bądźmy naiwni - gangster miał w
głębokiej dupie swoją twarz w sytuacji, kiedy jest obsikiwany czerwoną farbą na jakimś
filmiku w YT, bardziej go obchodziło, że trzy autokary zamaskowanych i dzierżących tępe
narzędzia dorosłych facetów rozp*****la mu posesję i grozi powrotem w jeszcze większej
liczbie. Czy to nie jest ewenement w kinie? Jakiś kmiot każe Ci przechowywać spluwę w
domu i grozi rotweilerem i trzema kumplami - zbierz ekipę, wbij mu do domu z setką
kumpli z kijami i zniszcz jego mienie. Konsekwencji nie ma, za to jest Eric Cantona który
w geście uznania i szacunku najpierw dziarsko podniesie kołnierzyk a później podniesie
do góry pięść, której prawo najwidoczniej obowiązuje.
Bardzo dobry film, zastanawiałem się nad ósemką, gdyż brakuje mi na fw 'połówek'.