PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=35951}

Spiskowcy rozkoszy

Spiklenci slasti
7,4 2 982
oceny
7,4 10 1 2982
6,5 6
ocen krytyków
Spiskowcy rozkoszy
powrót do forum filmu Spiskowcy rozkoszy

O perwersjach tak wyrafinowanych jak w tym filmie nie słyszał na pewno nawet prof. Lew – Starowicz. Jest tym pikantniej, że oddają się im zwyczajni, niepiękni sąsiedzi zza ściany. Każdy niejako należy do tajnego kręgu łowców własnej rozkoszy...
Jak we wszystkich filmach Jana Svankmajera pod powierzchnią groteskowych, surrealistyczno-turpistycznych pomysłów kryje się bardzo wiele. „Spiskowcy rozkoszy” to właściwie film psychologiczny, a nawet psychoanalityczny! Svankmajer ujawnia przedziwne ścieżki, którymi wędrują ludzkie namiętności. Pokazuje, jak przyjemność rodzi się w atmosferze zażenowania i spisku, jak wiele w człowieku jest sadyzmu, masochizmu, a nade wszystko autoerotyzmu...

Filmowi bardzo dobrze zrobiła rezygnacja ze słów i oszczędne stosowanie animacji, które gdy wreszcie się pojawiają, robią świetne wrażenie. Wydaje mi się, że jak do tej pory jest to najlepszy film Svankmajera. Warto zapoznać się z jego pracami. Kto rozsmakuje się w ich przedziwnej atmosferze – temu zawrócą w głowie. Gwarantuję.

P.S. Dla jasności: mimo że film inspirowany jest m.in. pisarstwem markiza de Sade, nie ma w sobie nic z drastyczności np. „Salo” Pasoliniego. Ba, spokojnie mogą go oglądać nawet dzieci.

ocenił(a) film na 7
Woyciesz

Wspniały film. Taki schizofreniczny wręcz. Zgadzam się w 100% z twoją recenzją.

Dodam jeszcze, że najlepiej przed 'Spiskowcami rozkoszy' zapoznać się z paroma krótkometrażówkami Jana. Myślę, że wtedy podejdziecie inaczej do tego dzieła. Svankmajer ma swój styl. Bardzo orginalny z resztą. Czasem może się źle skończyć spotkanie 1h20min z nim - tak od razu.

Revenga

Zależy od widza, bo dla mnie "Spiskowcy Rozkoszy" byli pierwszym filmem Svankmajera, jaki obejrzałam a skończyło się to jak najbardziej pozytywnie, albo nawet lepiej ;))).

Woyciesz

jeśli już jakieś pisarstwo odegrało ważną rolę w tym filmie,to nie markiza De Sade,ale Leopolda Sachera-Masocha - tak uściślając ;)

ocenił(a) film na 10
EchoesMaster

De Sade? Masoch? Na pewno rolę nie mniej ważną od pisarstwa...Freuda! Szafa, pociąg, jaskinia, tunel i (nie jestem pewien) kogut... Przeprowadzanie analogii pomiędzy czeskim reżyserem a najsłynniejszym z markizów dowodzi zbyt powierzchownej lektury obu tych twórców. Sade bowiem to nie zwolennik pisania pornografii i obrzydlistw samych dla siebie, tylko filozofujący rewelator Natury (ludzkiej, czyli zwierzęcej), przemyślny prowokator: jego twórczość to dzieło humanisty druzgocąco bezkompromisowo radykalnego, czyli "homocentryka", a nie taniego prowokatora czy fantazjującego dewianta. Na takim poziomie można byłoby wprawdzie wykazać podobieństwa dzieła Sade'a [u Masocha trudniej o taki pułap] do dzieła Svankmajera, który jest również "artystą-metaseksuologiem", ale ryzyko nadinterpretacji motywów w filmie Czecha byłoby wtedy zbyt duże, a owocność takich elukubracji - prawie zerowa. "Spiskowcy rozkoszy" - to fantastyczny konglomerat mniej lub bardziej Freudowskich, Jungowskich i - zgoda - Sadycznych* (meta)seksualnych wątków oglądany w nadrealistycznym zwierciadle filmowej groteski o niewyczerpywalnym potencjale interpretacyjnym.

O ile łatwo w przypadku tego filmu o niesprawiedliwe banalizowanie i trywializowanie jego treści, o tyle trudno zarzucić mu brak wystarczającej spójności. Najlepszym na to dowodem jest finał: otóż nie widzimy, kto wychodzi z szafy na sam koniec, bo mistrz Svankmajer - widząc, że wszystko już zostało powiedziane w filmie i "wyjaśnione" - urywa w tym miejscu, licząc na to, że widz sam już sobie fabułę dokończy - i wyjdzie zeń kobieta (ta, co ścięła łeb kogutowi), po czym oderżnie głowę widocznie już przygotowanego do tej ceremonii bohatera, który zemścił się na niej za zabicie koguta (wegetarianie i miłośnicy praw zwierząt, looke there!;). Takie oto zamknięcie pozornie otwartego zakończenia (otwartego niczym symbolizowana przez szafę pochwa, jak zażartowałby freudysta) oznacza tylko, że widz zrozumiał fabułę, pilnie śledził akcję. No właśnie: fabułę? akcję? To, że mamy w filmie rzetelną reprezentację i jednej i drugiej kategorii, nie oznacza tego, że zawierają one klucz do interpretacji, jak to się dzieje najdobitniej w kinie kryminalistycznym (detektywistycznym). Jest to zresztą swoisty pastisz kina detektywistycznego i w ogóle sensacyjnego: to, co odkrywają detektywi i policjanci pod koniec filmu nie jest dowodem na to, że można go streścić, ba!- opowiedzieć jego akcję z dziennikarską precyzją, jak to czyni opis filmu na niniejszym portalu, który sobie pozwolę teraz sparodiować w złośliwym przebraniu reportera:

TAJEMNICZE KULISY MORDERSTWA PRZY PRASKIEJ ULICY
Policjanci i detektywi wczoraj o godz. 21 w mieszkaniu przy ulicy takiej a takiej odkryli zwłoki kobiety zamordowanej...potężnym skalnym blokiem zrzuconym z góry! Jeszcze nie wiadomo, jak mogło zajść to zabójstwo. Detektyw X [ten z wąsem] podejrzewa morderstwo na wyjątkowo perwersyjnym seksualnym tle.

Jeśli czyjaś lektura tego filmu pokrywa się całkowicie albo w dużej części z moją notką prasową, to znaczy, że kino Svankmajera nie jest adresowane do niego. Filmów tego czeskiego mistrza groteski nie sposób streścić, opowiedzieć, nie wolno też jednostronnie określić jego influencji i nawiązań! Ten film nie ma zgoła nic wspólnego z głośną ekranizacją najbrutalniejszego dzieła Markiza de Sade'a (Salo, czyli 120 Dni Sodomy)! Nie jest to również sztuka dla sztuki (dla sztuki bredzenia, udziwniania w nieskończoność, zacierania wszystkich sensów). Pisząc o "niewyczerpywalnym potencjale interpretacyjnym", miałem na myśli nieskończoną mnogość możliwych interpretacji motywów i "smaczków" dokonywanych przez każdego (no...może nie każdego) widza w sposób NIE zacierający fabuło- i znaczenio- gennego rdzenia "Spiskowców", bo na całe szczęście nie są oni ani domeną (zbyt) hermetycznego symbolizmu, ani czystego automatyzmu psychicznego cechującego pionierskie krótkometrażówki Bunuela; interpretowanie obrazu Svakjamera nie jest tłumaczeniem niewytłumaczalnego. Jeśli zaś o ekranizacji mowa, to stanowi ona - w wariancie hipotetycznego a rebours - mój ulubiony wyznacznik wartościowości danego filmu: im trudniej byłoby przełożyć film na książkę tak, aby była lepsza niż oryginał albo przynajmniej na równi z nim - tym genialniejszy jest dla mnie film. Za sprawą rekordowo druzgocącego, hiperkompleksowego fiaska takiej symulacji w przypadku Svakmajerowskiego arcydzieła, nie jestem w stanie odjąć nawet promila z mojej oceny dla "Spiskowców rozkoszy" jaką jest oczywiście 10/10.
Miłośnikom czarnego i nie stroniącego od wątków seksualnych surrealizmu, polecam książkę "Pieśni Maldorora" z 1860 mniej więcej roku. Z filmów zaś jedynie - inne obrazy Svankmajera.


* Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości leksykalne, albo przeczytał to słowo jako synonim wyrazu "sadystyczny" napisany dla efektu z dużej litery: słownik podkreślił mi to określenie bezpodstawnie; "Sadyczny" (twór zbudowany na tej samej oczywiście zasadzie, jak "Svankmajerowski") występuje mi.n. w Bohdana Banasiaka wstępie do "120 Dni". Obawiam się jednak, że ten przypis, jako skierowany najprawdopodobniej do imbecylów, będzie orężem moich przeciwników w ewentualnej walce o inny niż mój odbiór Spiskowców, przeciwników rozeźlonych, że śmiertelnie obrażam ich inteligencję czy erudycję....albo też źródłem pełnego złośliwego uśmiechu, ponieważ jeśli się robi przypis (wyjaśnienie) tłumaczące rzecz oczywistą, czyli, jak już powiedziałem - skierowane do imbecylów - oznacza to, że niechybnie jest się jednym z nich. Byłoby przejawem mojego narcyzmu i bezzasadnej pychy, gdybym powiedział, że taki ze mnie imbecyl w oczach tych, dla których "Spiskowcy" są do bani, jak ze Svankmajera zboczony obłąkaniec oglądany przez prawdziwego zboczonego obłąkańca. Zresztą - jeśli już, to jestem zboczonym obłakańcem, ale wyjątkowym, bo widzącym w Svankmajerze bratnią duszę... Dacie wiarę? Już wiele lata przed oglądnięciem omawianego filmu miałem irracjonalną obsesję na punkcie człowieka z głową ptaka, kreowałem go w komiksach i rysunkach, a przy tym wszystkim zdawało mi się, że to ja go wymyśliłem (zapominałem o pewnym egipskim bogu, ale on i tak jest z zupełnie innej beczki). Mimo że klimatów mogących przypominać Svakmajerowskie było w tej radosnej twórczości niewiele, to muszę w tym miejscu powiedzieć, że poczułem się, jakbym złapał Boga za nogi. Dziękuję Ci Mistrzu! Nie tyle za samą postać, ile za podróż, jaką mi ona zapewniła wraz ze świtą pozostałych bohaterów; metą tej podróży jest niebywale genialne ukazanie mechanizmów świata rozkoszy, o KTÓRYM nie miałem pojęcia, a nie tylko świata rozkoszy O KTÓRYCH nie miałem pojęcia! Pomieszałeś te światy w doskonałych proporcjach, nakładałeś je w toku filmu i jego obrazach z niedoścignioną maestrią. Gdybyś zbyt dużo miejsca poświęcił na jeden z nich, byłoby kiepsko: zbyt schizofrenicznie i niezrozumiale, albo zbyt brutalnie i perwersyjnie. A jest idealnie... Czapki z głów!
...Nie spodziewałem się, że przypis do słowa "Sadyczny" przerodzi się w alternatywne zakończenie mojej recenzji. Tak samo nie spodziewałem się, że zobaczę kiedyś w filmie człowieka o ptasiej głowie! I tym humorystycznym akcentem wreszcie zakończę swój pean.

ocenił(a) film na 7
sndesade

Ochłoń.

sndesade

: ), dzięki

ocenił(a) film na 9
sndesade

Svankmajer natomiast nie ukrywa, że czytał de Sade'a (por. film Szaleni).

Być zainspirowanym to nie tyle samo, co zekranizować. Bardzo dużo tekstu opierasz na tak prostej własnej pomyłce. :)

ocenił(a) film na 4
Woyciesz

Nie ma tu praktycznie(z małymi wyjątkami) tego do czego przyzwyczaił nas Svankmajer w swoich krótkometrażówkach: genialnej, plastycznej animacji. Obejrzałem już wszystkie jego krótkie odsłony i jestem pod wrażeniem jego twórczości. Tutaj Jan odszedł od plasteliny na rzecz aktorów. Tyle że aktorzy ci nie mówią, milczą do końca. Zamiast dialogów ich szaleństwo jest pokazywane za pomocą wymyślnych , perwersyjnych praktyk, których się dopuszczają. Film jest treściwy owszem, koncentruje się głównie wokół tytułowego przedmiotu spisku. Tylko że sposób w jaki zostało mi to przedstawione absolutnie mnie nie przekonało, gorzej: forma mnie odrzuciła. Pozostanę fanem jego wcześniejszych dzieł, a Svankmajer udowodnił w "Coś z Alicji" i "Fauście" że w dłuższej formie też potrafi zaczarować swoją animacją.
W sumie nie spodziewałem się że tak zawiodę się na pozytywnej minirecenzji Woyciesza, która była jednym z głównych motorów napędowym do obejrzenia tego filmu.

ocenił(a) film na 6
Woyciesz

Z tymi dziećmi w PS to przesadziłeś.

Już same ryciny z czołówki i przeglądane świerszczyki nie są dla dzieci.

Woyciesz

Rozkosze trafione i świetnie przedstawione, no ale dla dzieci to to zdecydowanie nie jest. Sądzę ze nawet by się przy tym nudziły.

ocenił(a) film na 9
Woyciesz

Masz chyba bardzo kiepską wiedzę na temat seksuologii. Zapewniam, że Lew-Starowicz słyszał i o przebieraniach za zwierzęta, i o dotykaniu się przedmiotami o przeróżnej fakturze, o odgrywaniu scen z manekinami/lalkami, ssaniu palców u stóp etc.

Nie można tylko do płuc wciągnąć tyle chleba i to by go pewnie zdziwiło.

(Pamiętaj: to, że Ty czegoś nie wiesz, nie przekłada się na to, że nikt nie wie. Że Ty nie słyszałeś - niekoniecznie L-S nie słyszał)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones