Nie jestem zwolennikiem filmow biograficznych, gdyz wiekszosc z nich mnie nudzi. Niestety jest widoczna moda na takie filmy w USA, gdyz kreci sie ich w ostatnich latach wiele. "Walk the Line" nie wyroznia sie niczym nadzwyczajnym od innych tego typu pozycji. Procz muzyki nie ma w tym filmie nic, co mogloby porwac widza. Muzyka Johnny'ego Cash'a posiadala dusze, nie widac jej niestety w jego ekranowych losach.
Nominowane do oskara role sa rzeczywiscie dobre, ale w rzadnym wypadku nie zaslugujace na te nagrode. Z tym, ze gusta Akademi jakie sa kazdy wie, wiec prawdopodobnie ktoras ze statuetek trafi do Phoenix'a lub Witherspoon.
Podejrzewam, ze rezyser James Mangold nie mial pomyslu na opowiedzenie o Cash'u, wiec posluzyl sie tylko jego muzyka. A przeciez jest to rezyser znakomitego "Girl, Interrupted" i "Copland". Ubiegloroczna biografia Ray'a Charles'a byla bez watpienia ciekawsza. Podsumowujac mam nadzieje, ze jesli juz mamy dostawac duza ilosc filmow biograficznych, beda to opowiesci krecone "z pomyslem", a nie jak to ma miejsce w przypadku "Walk the Line".