Ten film jest tak tandetny że aż zabawny i prawdopodobnie dlatego na nim nie usnąłem. Scena w Tajlandii gdzie bohater pojedynkuje się telepatycznie z karatekami to totalny idiotyzm (w ogóle dużo tu ziomków z wykopem niczym Van Damme). Do tego w tej odsłonie telepaci jak chcą kimś rzucić o ścianę to nie wystarczy zwykła siła umysłu- muszą jeszcze kiwnąć główką. Scen gdy bohater robi zamach z dyńki jest wiele, finał to już jeden wielki kurs headbangingu dla początkujących. Gra aktorska jest tragiczna, wiele motywów rodem z marnego kina akcji (w ogóle ten patent żeby Alex po wypadku wyjechał do klasztoru mnichów i doskonalił tam swój umysł jest rodem z hongkongskich mordobić), a zakończenie takie jakieś marne. Zadziwiające że drugą część która nie była zła wyreżyserował ten sam człowiek.
Chciałem nowy temat zakładać, ale patrze już jest o tej samej koncepcji. Zacznę od początku, początek filmu, śmierć przyjaciela naszego Scannera hehehe, zgon niczym z programu "Śmiechu Warte"... ten koleś klepiący naszego głównego bohatera podczas używania mocy... tak wygląda wypadek po którym trzeba uciekać do Tajlandii... tutaj następny mistrz... master i jego nauki haha... najlepsza była ta jak spacerowali a mnich nauczał, ze trzeba pogodzić się ze śmiercią... na prawdę ?... aż film sam się śmiał z tego w postaci uśmiechniętego grubego pomnika. Cały film to porażka można obejrzeć jedynie ze względu na ciekawość na polski akcent w filmie, który i tak najciekawiej prezentował się nago ;)... na prawdę nie warto tego tycać chyba, że ktoś ma taki fetysz jak ja, że musi wszystkie części zobaczyć filmu.