Historia jest opowiedziana jak baśń. Efekty specjalne nie psują filmu. Są bardzo dobrze wyważone.Opowieść wciąga, mimo iż w niektórych momentach jest przewidywalna. Ja wiem że współcześniakom od horrorów wciąż będzie mało i ten film będzie wzbudzał niesmak aspektu religijnego, objawień mocy itd. Jeżeli chodzi o mój gust to bardzo dobry thriller z elementami horroru i tajemnicy. Film powstał na podstawie książki "Święte miejsce"- Jamesa Herberta. Czytałem za młodu, jeszcze z wydawnictwa Amber. A wracając do filmu to rynek jest tak przesycony tym gatunkiem że trudno już czymś widza zaskoczyć. Myślę że budowanie napięcia w filmie to nie wszystko. Esencją jest też dobrze zorganizowany dramat i bardzo dobra gra aktorów, co nadaje temu dziełu jeszcze większy polot i wspaniale obrazuje w nim tło mroku.
Matko jak tu mówić o niesmaku jak film jest przede wszystkim przeraźliwie nudny można usnąć 5 razy...
Ile ludzi tyle różnic w opini i widzeniu świata także rzeczy które nimi są. Dla mnie film był ciekawy. Jak na thriller całkiem nieźle jak na horror to też niczego sobie. Zdjęcia,klimat. Sztuka obrazu to nie ring bokserski że jest wyliczana w punktach. Przeczytaj książkę...film będzie się różnił nieco od niej bo to wizja reżysera. Moim zdaniem historia jest bardzo dobrze opowiedziana. Horror nie koniecznie musi tylko straszyć albo by krew wylewała się litrami
Przeczytanie książki po seansie nie uratuje tego filmu. Wzbudzi za to jeszcze większy niesmak. Ja rozumiem, że wizja reżysera, że dla współczesnego widza trzeba było przenieść historię do Stanów do roku 2020. Ale po co zrywać z pozostałymi motywami z powieści, która była naprawdę dobra?
A co z Władcą pierścieni, Wiedżminem ? Powieści są zawsze lepsze niż to co opowiada się obrazem..Zawsze będzie coś pominięte lub zmienione w filmie co nie spodoba się czytelnikowi który książkę czytał. Ja np czytałem quo vadis i książka miażdży te filmy które powstały
Zgadzam się co do hektolitrów krwi i prymitywnego straszenia - nie musi. Film jednak jest spłaszczony do granic możliwości. Główny bohater, dosłownie w minutę, z niewierzącego, chamowatego cynika, zmienia się w dobrotliwego, poszukującego wierzącego, z nagle otwartym umysłem, zaczynającym "tatusiować" Alice. Gdzie budowanie postaci? Gdzie jakaś jego historia? Nic nie dostajemy. Na początku kilka chamskich jego zachowań, by po chwili zobaczyć dobrotliwego wujaszka. I jeszcze ogranie końcowej sceny, gdy Marry jednym dotknięciem księdza, w kilka sekund zabija go przez spopielenie, by w następnym ujęciu, trzymać bohatera za rękę i jakoś nic mu się nie dzieje :-))
Takich perełek jest więcej.