film może się podobać i ja to rozumiem ok - mamy tu dramat, trochę romansu, ciut komedii, bywają cięte dialogi, dobrą obsadę i proszę hit gotowy ale........... ja osobiście odniosłem wrażenie, że gdzieś to ju widziałem, zero zaskoczenia.
Również uważam że film jest nieco przereklamowany.Gdyby nie znana obsada, to pewnie by leciał teraz na TVP w cyklu okruchy życia.Film ani nie jest jakoś specjalnie wzruszający, ani też nie trzyma widza w napięciu.Śmiało mogę powiedzieć że widziałem już kilkadziesiąt podobnych dramatów obyczajowych.Przy innych dramatach sądowych jak np. "Morderstwo pierwszego stopnia","Czas zabijani" wypada blado.
czyli od razu wiedzieliście, ze jego była dziewczyna przespała sie z jego bratem, z która miała dziecko bez jego wiedzy?
Akurat ten wątek miał praktycznie zerowe znaczenie dla fabuły.Postać córki Very pojawiła się raptem na ekranie 4 minuty?Więc równie dobrze te 20 lat temu, mogła by się puszczać z całą drużyną futbolową, a i tak dla fabuły by to nie miało znaczenia.Właściwie poza głównym wątkiem choroby,oskarżenia sędziego i relacji z synem, reszta historii to spłycone zapychacze.
Na początku miałam wrażenie, że oglądam kopię Elisabethtown - bohater robiący karierę w wielkim mieście przyjeżdża na pogrzeb rodzica do małej znienawidzonej przez siebie miejscowości, w której nie był od lat... Ale potem zaczęło robić się ciekawiej. Nie brakowało scen wymownych i dobrze zagranych. Rozmowa ojca z synem przy składaniu wyjaśnień - bezcenna, chociaż nie mogę sobie wyobrazić, żeby na tak osobistą pogawędkę pozwolił jakikolwiek polski sąd... Wątek rzekomej córki był świetny i potrzebny, żeby lepiej pokazać charakter bohatera. Popełniał w wiele błędów, zachowywał się lekkomyślnie i być może okazało się, że jego pełne sukcesów życie wcale nie jest aż tyle warte. Trochę brakuje do arcydzieła, ale spokojnie można powiedzieć, że film jest bardzo dobry ;)