Kochały nas ładne dziewczyny. Chodziliśmy po złotym dnie. Za miłość płaciliśmy miłością, nienawiścią za nienawiść. Lubiłem swoich kolegów bo nigdy mnie nie zawodzili. Byli to prości, niewykształceni ludzie. Lecz czasem byli tak wspaniali że stawałem zdumiony. Wówczas dziękowałem Naturze że jestem Człowiekiem. Lubiłem barwną, czarowną jesień, gdy złoto i purpura leciały z drzew a mgły siwe na gałęziach jodeł się huśtały. Lubiłem mroźne zimowe noce gdy cisza kleiła powietrze a Księżyc diamentami zdobił śnieżną biel. Wśród tych cudów i skarbów żyliśmy jak zabłąkane w bajkę dzieci. Witały nas i żegnały karabinowe salwy - często na śmierć. Nieraz w piersiach tchu brakowało z rozkoszy życia. Niekiedy ktoś brutalnie zaklął, a dziecinnie się uśmiechnął i twardo podał wierną dłoń. I mało było słów. Ale słowa były słowami i zawsze wiedziałem że to nie słowa honoru ani przysięgi, więc były pewne ... . Tak pędziły w barwnym wirze głupie dni i wariackie noce, którymi Ktoś za coś nas obdarzył. A nad tym wszystkim: nad nami, Ziemią i chmurami po północnej stronie nieba pędził dziwny Wielki Wóz ... królowała wspaniała, jedyna, zaczarowana Wielka Niedźwiedzica. O Niej, o nas przemytnikach i o granicy opowiem w tej powieści ... " (Sergiusz Piasecki "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy")