Nie przesadzałbym z ekstremizowaniem antychrześcijańskiej wymowy tego filmu z kilku powodów: 1. Całe chrześcijaństwo nie zostało skarykaturyzowane, a jedynie jego odłam. Trier stworzył wspólnotę interpretującą filozofię chrześcijańską w sposób literalny, najbardziej przyziemny z możliwych. Nie chodzi mi tylko o purytanizm - zupełnie zapomnieli o takiej instytucji jak współczucie i przebaczenie stanowiące de facto światopoglądowy trzon wiary chrześcijańskiej 2. Według mnie ma to głębszy sens osiągnięty poprzez zarysowanie tła dla wyborów głównej bohaterki. Zauważmy, że sprzeciwia się ona wspólnocie, jej postanowieniom itd. To raczej pozytywny wybór, że zawierza swojemu uczuciu krytykując (nawet otwarcie: jej słowa w kościele) ten zbór.

Oczywiście można spierać się na ile jej miłość była chrześcijańska. Tutaj interpretacja finalnych dzwonów jest kluczowa. Jeśli przyjmiemy, że stanowią one znak od Boga, wtedy mamy do czynienia z kimś w rodzaju świętej. Jeśli przyjmiemy, że dzwony odzwierciedlają ironiczny stosunek reżysera do poświęcenia głównej bohaterki, to ta miłość też byłaby chrześcijańska, tyle tylko że tragiczna. Oczywiście można patrzeć też z perspektywy psychoanalitycznej. Już sama wielość możliwych interpretacji czyni ten film Wielkim.

Wydaje mi sie,ze dzwony nic tu nie maja wspólnego z
Bogiem..To..uhonorowanie przez von Triera.."złotego serca"Bess..Jej miłości
do Jana..Ta scena..przywołuje radosć!Bess mówi w filmie,ze.lubi dzwony i
żałuje,że je zdjęli z wieży..I te dzwony posyła Janowi..z miejsca,gdzie
jest szczęśliwa-jako wiadomość dla niego..Znak dla niego,by nie cierpiał,bo
TAM ona ma wszystko,czego nie miała tu na Ziemi..

cóż. uważam, że dzwony to kpina. ;)

bess nie żyje, ale już można o niej zapomnieć i żyć dalej, no bo przecież te dzwony...!
bess oddała życie w imię miłości i poszła do nieba, do "bozi"...!!! co za bullshit!!!
sami dajcie się okaleczyć w imię miłości i wtedy nazwicie to pięknem.

bess nie była "dobra". bess była chora.

o ile mnie pamięć nie myli, von trier jest ateistą

ehh, a wystarczylo napisac krotki 7literowy komunikat "spoiler" na poczatku postu :(
jesli tak wlasnie konczy sie film:
"bess nie żyje, ale już można o niej zapomnieć..."
"bess oddała życie w imię miłości i poszła do nieba, do "bozi...""
to zycze ci, zeby ktos tobie ciekawy obraz tak "zepsul" ujawniajac bez ostrzezenia zakonczenie

..coś w tym jest;wszak lekarz ją określał,że "nie była chora;była po prostu DOBRA"!Dziś..może to graniczyć z chorobą..:-)

Poszedłbym jeszcze dalej : cała ta historia to wielki sąd nad religią - to moje przemożne wrażenie świeżo po obejrzeniu tego wstrząsającego obrazu. Wygląda tu na zimną i skostniałą , w kontraście do gorącej miłości głównych bohaterów. A przecież "miłość" - to przecież sztandarowe hasło chrześcijaństwa.
Aż poświęcę kolejne 2,5 godz , aby sprawdzić czy mnie nie zwodzi intuicja.