to nie jest film o miłości, tylko o zwyrodnialcu, który żąda od swojej żony, żeby się oddawała innym mężczyznom. Pospolita perwersja......
Hmm...byłam zachwycona filmem Larsa von Triera - "Tańcząc w ciemnościach", więc z ciekawością postanowiłam obejrzeć i ten. Rola Emily Watson - genialna, ile ta kobieta ma w sobie emocji! Podobało mi się to, jak reżyser ujął w filmie relacje z bogiem głównej bohaterki. Film rzeczywiście mocny, porażający, ale, niestety, na 1 raz. Do "Tańcząc w ciemnościach" z przyjemnością można powrócić, przy oglądaniu tego ma się chęć by już się skończył. Nie chodzi mi o to, że jest nudny, tylko niesamowicie przygnębiający. Za mocny jak na mnie, ale prawdziwym fanom von Triera powinien się podobać.
No mnie 'Tańcząc w ciemnościach' przybiło, choć podobało się.
Ten film... Jeden z mocniejszych obrazów, jakie widziałam, jest w nim
miejsce na miłość, perwersję, poświęcenie, dobra analiza psychologiczna.
Ale film na pewno nie dla każdego. I nie w tym sensie, że jak ktoś jest
głupi, to nie lubi. Po prostu mogę zrozumieć, że kogoś taki obraz w ogóle
nie przekona, a tylko obrzydzi.
A mnie przybił i jeden i drugi szczerze mówiąc. Obejrzałam, uważam, że to są dobre filmy . Ale nie chcę wracać do nich, za dużo emocji kosztuje ich oglądanie. Zobaczyłam raz - wystarczy.
Zgadzam się w pełni. Są filmy, do których chętnie wracamy, choć bywają mocno przygnębiające. W tym obrazie wszystko: historia, sceneria, emocje, nawet wiatr i zimno (które aż się czuje na własnej skórze), nałożyło się na siebie i stworzyło dość ciężką atmosferę. Strasznie mnie męczyło oglądanie tego filmu, choć zwykle nie mam problemów z cięższymi obrazami.