PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=158}

Przełamując fale

Breaking the Waves
7,8 46 469
ocen
7,8 10 1 46469
7,7 31
ocen krytyków
Przełamując fale
powrót do forum filmu Przełamując fale

Zamęt i chaos

ocenił(a) film na 3

Na wierzchu mamy świetną parę głównych aktorów, sprawną realizacją, bombardowanie dywanowe emocjami i skrajnymi stanami psychicznymi, że Smarzowski się chowa. A pod powierzchnią…
Pod powierzchnią film czają się manipulacje pojęciami miłości, zbawienia, Boga, wiary.
Jest pokazana niby miłość będąca jednak silnym toksycznym zauroczeniem (o sporym podłożu seksualnym delikatnie mówiąc). Warunkiem miłości jest wolność, której główna bohaterka jest pozbawiona ze względu na wychowanie i konstrukcję psychiczną. W miłości (i szerzej w etyce chrześcijańskiej, ale nie tylko chrześcijańskiej) cel nie uświęca środków. To jest nadrzędna zasada. Miłość nie polega na sprawianiu złych zachcianek naszym bliskim tylko na wykorzystaniu w 100% przestrzeni dobra dla pomocy im.
Wiara pokazana jest tu w równie wypaczony sposób. Wiara zakłada spójną hierarchię wartości, zakłada zasady. Że już nie wspomnę o wierze stricte chrześcijańskiej, która dodaje jeszcze nauczanie kościoła/ tutaj wspólnoty protestanckiej/. A w filmie mamy jakąś prywatną wizję niestabilnej dziewczyny, która popada w coraz większy obłęd i konflikt wartości. Strasznie niskie i słabe są chwyty emocjonalne mające ukazać pewne postawy w dobrym a inne w złym świetle. Na przykład wspólnota protestancka jest tu pokazana bardzo niesympatycznie. Z takimi ludźmi - bezwzględnymi, zimnymi smutasami na pewno nie napili byśmy się nawet soku jabłkowego. Oni tylko wykluczają, skazują, potępiają. Mają za to jasne i klarowne zasady, ale film właśnie ustami głównej bohaterki (jej wejście i monolog w kościele) ma nam powiedzieć, że te zasady nie są uniwersalne, są martwe jak słowo, a aktualne i doskonałe jest ich przełamywanie jeśli zajdzie taka potrzeba (tytuł zobowiązuje: Przełamując fale :). Po drugie w temacie wiary i odwołań w filmie to cała końcowa sekwencja filmu jest drogą krzyżową Chrystusa-Bess (sąd faryzejski, golgota gdzie motorower jest zamiennikiem krzyża, ukrzyżowanie na statku) i to już jest niesmaczne, a mówiąc wprost głupie. Bess zostaje zbawiona za poświęcenie się dla ratowania Jana, tylko że niestety z dobrym poświęceniem nie ma to nic wspólnego.
Bóg, z którym rozmawia Bess (można to rozumieć wieloznacznie) również został wykrzywiony, w końcu to on jakby wiedzie Bess do wypełnienia niemoralnej woli Jana, a na koniec ją uświęca. Daleko mu do kochającego Boga stwórcy – raczej jest to jakiś demon, który stoi gdzieś daleko, gra pionkami w wolnym czasie licząc na podporządkowanie swoim kaprysom. Można odnieść w ogóle wrażenie, że Bogów w sumie jest dwóch: mąż i ten drugi.
Liczyłem na więcej, bardziej, mocniej, ale nie w sferze nadźgania emocjami, a w sferze ducha i myśli. Film mąci, miesza pojęcia i epatuje chaosem. Trier miał chyba na celu poprowadzić nas na zatracenie niczym Bess. Zrobił w każdym razie film mocny i obrazoburczy – czyli taki który będzie głośny i dobrze się sprzeda co mu się udało.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones