Przepiękny, choć bolesny. I chyba, niestety, „przeprawdziwy” – o miłości naprawdę gotowej na wszystko, na skrajne poświęcenie – gwałcenie własnych potrzeb, łamanie zasad, przezwyciężanie obrzydzenia, wreszcie samozagładę. Ale do takiego uczucia i poświęcenia są zdolne tylko osoby takie jak Bess – z naszej perspektywy zaburzone emocjonalnie, odchylone od normy – a nią jest egoizm (mniejszy lub większy, ale często za duży, by w chwili prawdziwej próby przedłożyć potrzeby innych nad własne).
Genialna w swej prostocie konkluzja sformułowana w sądzie przez lekarza, który najpierw mówi, że Bess była chora, a potem że po prostu (za) dobra – ale musi się z tego wycofać, bo w naszym świecie ta interpretacja się nie przyjmie.
Bess, sądzona przez wszystkich: surową społeczność, w której żyła, odmawiającą jej religijnego pochówku i wieszczącą piekło, i przez wymiar sprawiedliwości – doczekała się po śmierci upragnionych, zakazanych dzwonów – na niebie. Bo – jak prostolinijnie odpowiedziała kiedyś na pytanie, co potrafi – umiała wierzyć… W uzdrawiającą siłę poświęcenia, w coś, co wydawało się niemożliwe – a jednak się stało: Jan ocalał.
"o miłości naprawdę gotowej na wszystko, na skrajne poświęcenie – gwałcenie własnych potrzeb, łamanie zasad, przezwyciężanie obrzydzenia, wreszcie samozagładę"
a co jest dobrego w takiej miłości?
"a nią jest egoizm (mniejszy lub większy, ale często za duży, by w chwili prawdziwej próby przedłożyć potrzeby innych nad własne)"
- to zabawne. dlaczego jedna osoba ma przedkładać czyjeś potrzeby ponad swoje w imię miłości, skoro druga w takim razie przedkłada swoje ponad czyjeś?
Czy nie sądzicie, wy wszyscy, którzy dostrzegliście "coś pięknego" w tej ohydnej historii, że "chrześcijańska" perspektywa robi wam wodę z "mózgu"??? "Mózg" jest w cudzysłowie, bo chodzi mi o instancję, dzięki której ludzie odróżniają dobro od zła (a przynajmniej tak im się wydaje).
"Przełamując falę" podobnie jak m.in. "Malena" pyta o to, jakie role mogą odgrywać kobiety obrzydliwych, konserwatywnych społecznościach. Odpowiedzieć nie jest trudno: do dyspozycji jest rola świętej lub dziwki. Malena miała lepiej, bo jej dramat rozgrywał się na pięknej Sycylii...
Dopowiem jeszcze jedną rzecz.
Obejrzyjcie Dogville. Tamta historia jest bardzo podobna. Grace z Dogville bardzo przypomina Bess... Na szczęście film kończy się zupełnie inaczej. Ja stoję po stronie Grace.
Dogville to jednak trochę coś innego.Grace jednak przybywa z zewnątrz . Akurat Bess i Grace to całkiem dwie inne postacie i zagrane na innych emocjach.Rola Watson przemawia do mnie bardziej.
Grace przybywa z zewnętrz, więc jest na gorszej pozycji w porównaniu z mieszkańcami Dogville.
Bess nawet nie musi być w zewnątrz, bo wśród "swoich" tak czy inaczej jest nikim. Nie dość, że kobieta, to jeszcze "głupia".
Grace przez większość Dogville prezentuje postawę stoicką, a Bess z Przełamując fale - obłąkańczo-chrześcijańską; tak czy inaczej obie te historie dowodzą głupoty idealizmu. Obie idealistyczne "dobre" postawy generują bodźce, na które tylko czekają złe instynkty. Paradoksalnie - "dobro" powoduje zło. To przesłanie jest baaaaaardzo uniwersalne... niestety. Silnym trzeba być. Wicher silne drzewa głaszcze, hej.