Oryginalny western to nie jest. Ileż było bowiem już filmów o grupce bandziorów, którzy jednoczą się by osiągnąć materialne korzyści i przy okazji przysługują się dobru narodu. Dodać należy że akurat bandziory pojawiające się w tym filmie to w większości postaci bezbarwne, zabijane na końcu w prosty sposób i gwarantuję że widz za nimi nie zatęskni. Reżyser użył ich w rzeczy samej jako marionetki stanowiące jedynie tło dla dwóch głównych bohaterów i to oni się tu liczą (mowa o Coburnie i znakomitym Spencerze). Prostota fabuły i pomysłów nie przeszkadza na szczęście w zabawie. Mamy tu mnóstwo atrakcji w postaci końcowej rozpierduchy, typowo włoskiego humoru (perypetie Sampsona na terenie wroga rozbawią nawet największych anty-fanów Buda Spencera) i muzyki Ortolaniego. Dlatego warto odgrzebać te spaghetti, pomimo iż do gatunku nic specjalnego nie wniosło.