Początek filmu, bohaterka opowiada o swoim dzieciństwie, oh jakie to miłe, typowo japońskie. Ot, kolejna anime dla dzieciaków.
W środku filmu, coś zaczęło mi świtać w głowie, że film ma jakieś ukryte przesłanie. I nagle widzę tą samą bohaterkę która ma już powyżej 25-lat, która nie czuję się za dobrze w swoim życiu. Dręczą ją pytania, wspomnienia, myśli. Raz wraca do dobrych chwil, by szybko ją zestawić z smutną rzeczywistością. Co by było gdyby. Poczułam więź łączącą mnie z tą fikcyjną postacią, nagle zdałam sobie sprawę że podobne pytania sama sobie zadaje. Efekt był tym silniejszy, kiedy nie wiedziałam jaki jest cel tego filmu, i sama zaczęłam odgadywać jego przesłanie.
Koniec filmu, polegał na tym, że długo łkałam ale z szczęścia. Isao Takahata po raz kolejny ujął mnie swoim dojrzałym, niesamowitym filmem.
Podzielam twą opinię, ale tytuł bym zmieniła. Film dobry dla dojrzałych romantyków. :-)
Mam podobne wrażenie, kiedyś próbowałam to oglądać jak miałam z 15 lat, na fali zachwytu Studiem Ghibli. Oczywiście nie zaskoczyło. Właśnie obejrzałam cały, mam teraz 25 lat i doceniam bardzo to cudeńko. Wielki plus za zrobienie z tego animacji, a nie zwykłego filmu aktorskiego :)