To chyba pierwsza ekranizacja książki, która jest lepsza od papierowej (czy e-bookowej jak kto woli) protoplasty. Chociaż film bardzo się od niej różni: pomieszano tam dosłownie wszystko, a 30% rzeczy nie pokazano wcale. Czasem szkoda, bo okrojono go z ciekawszych historii... i najlepszej postaci, niestety. Dlatego kto czytał powieść "Mariah Mundi i szkatuła Midasa", może swobodnie brać się za film, bo i tak otrzyma całkowitą świeżość. Nuda książkowa została zastąpiona ciekawą akcją, chociaż i w filmie mamy przesyt wszystkiego, że łatwo można się pogubić w wątkach następujących jeden po drugim. Dorośli bohaterowie nie są infantylni, a dzieci zachowują się jak dzieci. Podobało mi się szczególnie to, że brak tu szczęśliwych trafów - bohaterowie wpadają w tarapaty, jak to ma miejsce w rzeczywistości, co chwile coś im się nie udaje. Przez to film wypada bardziej wiarygodnie.
To ja znowu miałam wrażenie, że wręcz przeciwnie- bohaterom wszystko przychodzi łatwo. Owszem nie obyło się bez kilku wpadek, ale w filmie ogólnie szybko wychodzili z tych tarapatów:
- zamknięci w lochu razem z trupem szybko się z niego wydostali
- w windzie chłopak sprintem znalazł sposób aby uruchomić drzwi tajemnego przejścia
- w lochach również od razu odgadł jak otworzyć tajemne przejście z manuskryptem
- i na dodatek zdążył załatwić czarnego bohatera hektar drogi od brata i tego brata uratować
Nawet Indiana Jones musiał dłużej pomyśleć nad zagadkami :)