Sympatyczny Zbigniew Cybulski (jako Maciek Chełmicki) grający żołnierza AK, został "zmuszony" przez reżysera do podziurawienia jak sito kulami z pistoletu maszynowego, bogu ducha winnego robotnika, który umiera przed świętą figurką w przydrożnej kapliczce (dla precyzji opisu - nie on był celem egzekucji, zginął wskutek pomyłki jej wykonawców) czyli AK. Tak pokazywano żołnierzy Polski Walczącej. Jednak komunistom było mało i finałową sekwencję śmierci bohatera nakręcili na gigantycznym śmietnisku!!!!! Produkcje PRL to filmy zakłamane wobec faktów historycznych, a przecież nie tylko pożyteczne dla komunistów, ale także piękne dla towarzyszy z Moskwy. Szkoda, że Andrzej Wajda nie zdecydował się, na wzór kolegów z NRD, na kręcenie westernów w stylu "Winnetou i Old Shatterhand", gdzie nie ma komuny i Armii Czerwonej oraz Orderów Odrodzenia Polski.