Los Angeles, współczesność. Dziecięca gwiazda dorosła, teraz śpieszy się na przesłuchanie do nowej roli. Przez przypadek pije herbatę z LSD, ale nie może zrezygnować z przesłuchania, więc i tak rusza na miasto.
Ten film ma pewne ambicje: zgubny wpływ toksycznych relacji z matką ("Nie chcę żyć swoim życiem, chcę żyć naszym życiem"), komentarz odnośnie technologii wypierającej aktorów, wyrażenie potrzeby znaczenia i robienia znaczących rzeczy w swoim życiu. Tylko no, te rzeczy nie są osiągnięte poprzez film i jego fabułę. Sama tytułowa podróż to podziwianie ładnych obrazków, może ma to nawet potencjał humorystyczny (oglądanie naćpanej osoby na ulicy, zabawnie się rozglądającej). Najważniejszy moment - przesłuchanie - wyglądałby przecież dokładnie ta samo bez narkotyków. Bohaterowie dużo mówią, ale kończy się to tylko tańczeniem na koniec, co ma symbolizować wyzwolenie i kreatywną, wartościową twórczość - ale tym nie jest.
Wizualnie film wygląda obiecująco i przekonywująco, a awangardowy space-rock w tle jest świetnym akompaniamentem. Mam nadzieję, że pojawi się niedługo na jakimś Spotify.