Jest na początku filmu i na koncu znaczy sie. Jendak do rzeczy... Melodramatyczny wątek jest tu
drugorzędny, nie wiem czemu większość komentarzy dotyczy naiwnej fabuły skoro widać jak na
dłoni, że była ona w dużej mierze pretekstem do pokazania formalnej maestrii - dzwięku i
obrazu, które są w tym przypadku niczym para archetypicznych kochanków splecionych wieczną
więzią miłości totalnej. Ekhm, a tak na poważnie to urzeka tu głównie operowanie dźwiękiem (w
zasadzie jego brakiem w odpowiednich momentach - alez byl lobuziak z tego Rene) oraz ciekawa
praca kamery (początek i koniec = magia)
Operowanie dźwiękiem, którego nie ma, oraz ciekawa praca kamery... Czy to nie za mało na 8?
Rzeczywiście jak na wczesnego dźwiękowca film jest niezłym popisem reżyserskimi. Mnie osobiście oprócz wspomnianego latania po dachach szczególnie urzekła scena szarpania się o dziewczynę, pod takt muzyki z Wilhelma Tella. Ujęcia na przyglądającego się pijaka i zacięcie płyty całkowicie mnie rozbroiły