there's nothing out there, just nothing; popołudnie żywych trupów, horror powykręcanej percepcji, zwichrowanej optyki, zacieśniającej się u szyi pętelki, zaburzanego pokoju ludzi dobrej woli; mami, tumani, przeraża tym co najgorsze - odklejeniem, odstrychnięciem, utratą podstawy, punktu styku, brakiem osadzenia w rzeczywistości rzeczy widzialnych, przeto będzie to przerażenie największe, bo oparte o rzeczywistość najniższej rangi, do tego tuż przed zdmuchnięciem świecy.
ciekawe, iż zaginione przez lata ukazuje się właśnie teraz, w roku (powiedzmy) małej eksplozji tego rodzaju kina, premiery Ojca czy Vortexa - byłby romero pionierem i tego trendu, niewesołego życia staruszka, starczego zmysłów pomięszania?
rodzi się też pytanie numer dwa, przy tego rodzaju akcjach standardowe - oczy szeroko zamknięte, sztandarowy przykład - na ile film ten jest dziełem samego romero, na ile zdolnego montażysty? odpowiedź znajdziemy tam skąd wieje wiatr: z tamtej strony!