Film zapowiadał się bardzo ciekawie, niestety - mimo wypieszczonych zdjęć, paru ciekawych pomysłów i Samanty Morton zrobionej na Marylin obejrzenie go w całości wymaga sporego wysiłku.
Jest to dwugodzinna ilustracja (jakże odkrywczej) tezy, że nie warto udawać kogoś kim się nie jest. Można sobie nacieszyć oko absurdalnymi obrazkami w rodzaju "królowa Elżbieta popala papierosa leżąc w łóżku papieżem", ale na cały film to zdecydowanie za mało.
Prawdę mówiąc bylem zdziwiony gdy dowiedziałem się kto jest reżyserem tego filmu (obejrzałem przypadkiem na kulturze). Co prawda "Gummo" czy "Donkey-boy" nie są filmami które jakoś szczególnie podziwiam, to jednak trudno im odmówić siły wyrazu, tak "Pan samotny" jest irytująco naiwnym i formalnie męczącym obrazkiem. Chyba, że jest to jakas tania prowokacja ze strony Korina - tak czy owak raczej nie warto się tym zbytnio przejmować. Ale by nie pluć jadem na lewo i prawo dodam, że demoniczna postać Lincolna wprowadzająca trochę komedii do tej produkcji była kapitalna!
Wg mnie zaczelo sie cos dziac dopiero od momentu samobojstwa M.Monroe... Problem w tym, ze i sie zaczelo, i juz niemal skonczylo... Popieram, ogolnie meczaco... ;]