Plotka o zaginięciu człowieka śniegu wywołuje w mieście niemałe zamieszanie. Na poszukiwania yeti wyrusza profesor, który czuje się odpowiedzialny za zagubienie cennego okazu. Przemierzając nocą Warszawę profesor i jego kompan, drobny rzezimieszek Karol, napotykają całą galerię barwnych postaci, wśród których prym wiedzie (moim skromnym zdaniem) gang pięciu zamaskowanych rewolwerowców. Z każdą godziną chaos w mieście rośnie. Yeti musi się odnaleźć!

Mam problem z tym filmem. Niestety sam wątek główny nie wystarczy do udźwignięcia całego filmu. Poszukiwania yeti dłużą się i grzęzną pośród lepszych (rzadziej) i gorszych (częściej) gagów. Aż szkoda tylu wspaniałych aktorów do niektórych skeczów. Chlubnym wyjątkiem są na pewno sceny z gangiem zamaskowanych rewolwerowców (Gołas, Bilewski, Pokora, Leśniak i Żołnierkiewicz) - napad na redakcję i scena w knajpie pierwsza klasa! Bawi też skecz z pociągiem o 59 wagonach :-)

Czytałem kiedyś taką książeczkę "Cyryl, gdzie jesteś?". Tam również wszyscy szukali tytułowego bohatera, a ten odnalazł się całkiem gdzie indziej, niż go szukano. Podobnie jest z "Ostrożnie yeti" - absurdy i purnonsens sięgają tu wyżyn, chwilami dowcipy są albo tak absurdalne, albo tak naiwniutkie, że nie bawią. Aż dziwi, że tak dziecinne nieraz poczucie humoru bawiło dorosłych widzów AD 1960. Rozumiem, film nie sypie wulgaryzmami, ale np. w serii o panu Anatolu też było kulturalnie, lecz tamten humor bawił mnie autentycznie.

Stąd mój problem z tym filmem. Polecam tylko dla obsady i z ciekawości za rozwiązaniem zagadki yeti. No i dla każdej sceny z gangiem zamaskowanych rewolwerowców.