Cameron nakręcił film perfekcyjny pod każdym względem; film widowiskowy, brutalny i szarpiący nerwy. Można jednak dyskutować, czy dopowiedzenie tego, co w pierwowzorze okryte było aurą tajemnicy, nie uczyniło krzywdy filmowi Scotta. Tam Obcy był istotą, o której nie wiedziało się praktycznie nic; jego kształt był wizualnie nieuchwytny, on sam zaś zabijał bezintencjonalnie, dzięki czemu personifikował strach uniwersalny, nieokreślony – dowolne niebezpieczeństwo jakie może czyhać na człowieka. Równie dobrze mógł być głodnym drapieżnikiem, jak seryjnym mordercą czy upiorem w nawiedzonym domu; kierować się instynktem lub intelektem – film Scotta nie dawał w tej kwestii wyczerpujących wyjaśnień. Natomiast po obejrzeniu sequela wiemy już, że Obcy to zwierzęta o cechach behawioralnych podobnych jak u żądłówek społecznych, że mają swój ul i znoszącą jaja królową, otoczoną oddziałem trutni. Taki też ich wizerunek przedarł się do gier, komiksów, książek i zakorzenił się w świadomości konsumentów pop-kultury. Ale przyczyną jest może różnica w mentalności obu twórców: Scott to Europejczyk wychowany na prozie Lovercrafta i M.G. Lewisa; Cameron – amerykański pragmatyk i szukający wyjaśnień racjonalista.
Ta różnica jest widoczna, kiedy porównuje się oba filmy, ale właśnie ona decyduje o tym, że każdy z nich jest na swój sposób oryginalny. Między innymi właśnie dlatego, że diametralnie inny w nastroju i sposobie interpretacji zagrożenia, „Obcy – decydujące starcie” jest jednym z najlepszych sequeli w historii.