Co mają ze sobą wspólnego markiz de Sade i pradawny religijny kult? Czy warto przespać się z Arabem, nawet jeśli jest przystojny? Odpowiedzi na te oraz inne głupie pytania w filmie Hoopera, którego recenzję zamieściłem pod tym adresem:
http://vallaor-venuscarnage.blogspot.com/2010/06/night-terrors-1993-raz-dwa-mark iz-de.html
Jak zwykle bardzo ciekawie napisane, szkoda tylko, że pominąłeś pewne aspekty- realizację, zdjęcia i muzykę, klimat i gore. A więc zniechęcisz każdego miłośnika de Sade'a , ale dla przeciętnego zjadacza horroru trochę tu za mało informacji. Ja sam chyba poczekam, aż nadejdzie w moim życiu etap, gdy dojrzeję do zapoznania się z twórczością de Sade'a i wtedy na pewno sprawdzę ten film.
Jeśli chodzi o Hoopera - masz sporo racji, choć nie jestem pewien czy kluczem jest tu osoba producenta, myślę, że chodzi o całą ekipę i scenariusz. Czasem kręci udane filmy, czasem koszmarnie irytujące, choć i one zawierają często interesujące sceny. On po prostu nie do końca panuje nad swoimi obrazami i musi pracować z profesjonalistami, których można zastawić bez nadzoru, najlepiej na scenariuszach-samograjach. Czyli, niestety, chyba żaden z niego mistrz. Ale wciąż mam nadzieję, że się mylę i zapoznanie się z pełną filmografią Hoopera (widziałem na razie 8 filmów) jeszcze mnie pozytywnie zaskoczy.
Tak naprawdę to wraz z upływem czasu jakoś przychylniej patrzę na ten film. Nie żebym od razu chciał do niego wracać, ale nie da się ukryć, że kilka fajnych rzeczy tu jest, co widać na screenach...
Często mam tak z filmami, ale sam się za to karcę. Bo to jest tak: jak film ma fajne składniki, ale całość wychodzi, z powodów dość złożonych (ogólny chaos, brak logiki), lub banalnych (nuda), do dupy, to na początku jest niesmak i krytyka. Ale po jakimś czasie ciężko wspomnieć nudę, czy brak logi, zostają w pamięci za to te fajne kadry (jak te z Twoich screenów) i ciekawe motywy i na film patrzy się przychylniej. Tyle, że jednak wydaje mi się, że to pierwsze spojrzenie jest najbardziej bezwzględne i surowe, ale też i uczciwe. Bo odczucia w trakcie, są ważniejsze niż te po fakcie :)