ale tak mnie tknęła myśl, że miło byłoby obejrzeć Neesona w czymś równie ciężkim sensacyjnie, ale (DUŻO) lżejszym obyczajowo. Odwiedziny u chorej matki już zupełnie mi odebrały nadzieję na taki wytwór kinematografii. A myślę, że pan Liam sprawdziłby się w takiej historii bez problemu. Raz - że mógłby zagrać na przekór temu, co zwykle. Dwa, że widz nie używałby słów "znowu", "to już było", i ich synonimów, gdy bohaterowie grani przez Neesona znów udowadniają, że najważniejsze są RODZINA, LOJALNOŚĆ, PRZYJAŹŃ. Scena z Mikołajem to nieco potwierdziła, choć i ona była na poważnie (że niby taka wtopa, ale PRZYJACIEL ZROZUMIE I WYBACZY). Panowie i panie scenarzyści i reżyserowie! Dajcież mu coś innego do grania, niż twardych morderców o gołębim sercu i ZASADACH nie do ruszenia!
PS. Nawet w - kuźwa - "To właśnie miłość" akurat Liam miał pogrzeb do odbębnienia!